środa, 27 listopada 2013

Rozdział 12 Pytanie

No czeeeeść ^^
Jestem  z kolejnym rozdziałem ;D
Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)
Nie przedłużając, zapraszam do czytania :3
PS. Przepraszam za interpunkcję. Ciągle myślę, że jest z nią coś nie tak  :P Ciągle szukam bety, więc jeżeli ktoś byłby chętny to proszę napisać w komentarzu ;)
PS2. Serdecznie zapraszam wszystkich Potterheads na stonkę Harry Potter- the best book ever, na której jestem adminką :D
Pozdrawiam ♥
~Lumos Maxima 


   Hermiona razem z Ginny siedziały w pidżamach na łóżku. Między nimi leżał stos prezentów, które starsza z nich dostała na urodziny. Zegar wskazywał wprawdzie już dwunastą rano, ale można było im wybaczyć tak późne wstawanie, ze względu na to, że wczoraj były na imprezie. A poza tym jest niedziela. Kto im zabroni? W pokoju były same, ponieważ Lavender i Parvati już dawno wstały i wyruszyły na kolejny podbój chłopaków.
   Kolorowe papiery zaczęły znajdować się wszędzie. Na ziemi, na pościeli… Po kilku minutach większość prezentów była już rozpakowana. Hermiona dostała książki, czekoladowe żaby, kilka ubrań, książki, fasolki wszystkich smaków, inne słodycze, jeszcze więcej książek… A czego można było się spodziewać? Oczywiście Hermiona była w siódmym niebie.
   - „150 sposobów na rozpoznanie groźnego smoka”, o Merlinie! „Sekrety magicznych lasów”, Godryku! – fascynowała się, przeglądając każdą z książek. Ginny tylko za każdym razem, gdy jej starsza przyjaciółka to robiła, wywracała oczami.
   Na łóżku zostało już tylko kilka pakunków.
   - Ten jest od Luny. – powiedziała szatynka, czytając małą karteczkę dołączoną do opakowania zawiniętego w papier, na którym znajdowały się jakieś nieznane jej stworzenia.
Hermiona szybko rozpakowała owy prezent. W środku znajdowała się dziwna roślina w doniczce. Był tam dołączony liścik.
   - Postaw obok łóżka, a nargle nie przeszkodzą ci we śnie. – przeczytała na głos Hermiona i spojrzała na przyjaciółkę. Obydwie patrzyły na siebie zdziwione, po czym wybuchnęła śmiechem.
Hermiona zrobiła roślinie miejsce na szafce nocnej.
   - W końcu będę mogła się wyspać. – powiedziała ze śmiechem.
   - Taa… Mam nadzieję, ze ja na urodziny też dostanę… yyy… to, bo mnie nargle męczą.
Hermiona, ciągle się śmiejąc, zaczęła odpakowywać kolejny podarunek.
   - Od Joe. – powiedziała.
Ginny zauważyła na jej twarzy delikatny uśmiech. O nie… Trzeba zacząć działać, żeby to nie zaszło za daleko.
   Hermiona wyjęła z opakowania długi, srebrny naszyjnik zawieszką w kształcie serca. Obie dziewczyny odkryły po chwili, że zawieszka zmienia kolor wraz z nastrojem. 
   - Mogłabyś mi go zapiąć? – zapytała szatynka, a jej przyjaciółka niechętnie to zrobiła. Nie, żeby była zazdrosna czy coś, oczywiście, że nie, ale ten Puchon ewidentnie zaczyna krzyżować ich plany.
   Otwórz w końcu nasz. – Ginny aż klasnęła w dłonie. – To ten. – wskazała na duży płaski pakunek. – Ten duży. – powtórzyła podekscytowana.
Hermiona rozpakowała go, a jej oczom ukazało się duże zdjęcie w drewnianej ramce. Ne zdjęciu znajdowali się Blaise, Ginny, Hermiona i Draco. Wszyscy kiwali i uśmiechali się do Hermiony. Smok i Diabeł od czasu do czasu spoglądali na dziewczyny. Każdy na tę, która stała obok niego. Szatynka wpatrywała się uśmiechnięta z fotografię.
   - To było…
   - Tak. W Hogsmeade. Wtedy kiedy pocałowałaś Malfoya w policzek i… - zaczęła wyliczać. - …gdy powiedziałaś, że mogłabyś go polubić, i…
    - Kiedy ty powiedziałaś, że Blaise ma u ciebie szanse. – przerwała starsza Gryfonka.
   - I pomyśleć, że jeszcze kilka tygodni temu nawet byśmy nie pomyślały o zadawaniu się z nimi. – powiedziała Ginny.
   - Tak… Ale ciągle się boję jak zareagują Harry i Ron, kiedy się dowiedzą.
   - Właśnie… Zaczynam się powoli martwić… Nie piszą…
   - Przecież nie mają czasu. Wyjechali dopiero niedawno, więc nie ma się co dziwić.
   - Taa… Ale koniec tego gadania. Pokaż co ci Smok dał.
Hermiona poczuła jak wzrasta w niej podniecenie. Była bardzo ciekawa co takiego mógł dać jej Draco. Wzięła do ręki podłużne pudełko owinięte w zielony papier. No tak… Ulubiony kolor Draco. Kojarzący się ze Slytherinem. Okazało się, że pod zieloną powłoką pudełko jest czarne. Hermiona przejechała palcami po nim i poczuła miękki materiał. Taki jaki obija małe pudełeczka, w których znajdują się pierścionki. Szatynka otworzyła je i zamarła z wrażenia. W środku znajdowała się srebrna bransoletka z czerwonymi i zielonymi akcentami.

    

                            

      Bransoletka. Zielone kamienie musicie
sobie wyobrazić. (W miejscu pustych prostokątów) :)




    - Jest śliczna. – Hermiona wpatrywała się w nią jak zaczarowana. 
   -Czy to nie słodkie? Czerwony jako ty i zielony jako on. Gryffindor i Slytherin. – rozmarzyła się Ginny.
Jej przyjaciółka założyła w tym czasie prezent na swojej prawej dłoni.
   - O! Patrz! Nawet kartka jest. – powiedziała ruda, wskazując na urodzinową kartkę.
   - Ale wcześniej jej tu nie było. – zdziwiła się Hermiona.
   - Chyba za krótko jesteś czarodziejką. Może była jakoś pomniejszona albo coś takiego i miała pojawić się dopiero wtedy, kiedy otworzysz prezent. – uświadomiła ją Ginny. – W tych czasach wymyślają różne rzeczy.
Kartka, jak na magiczną przystało, nie była zwykła. Litery na niej ciągle się zmieniały. Układając się raz w zdanie „Sto lat!”, a raz w zdanie „Wszystkiego najlepszego!”.
Hermiona otworzyła kartkę. W środku, ładnym, pochyłym pismem, napisane było:
„Spełnienia marzeń Granger.
PS. Tak. Wiem, że to ja jestem tymi marzeniami.”
Napis był zaczarowany i mienił się wszystkimi kolorami.
   Hermiona tylko uśmiechnęła się do siebie. Jak zawsze skromny Malfoy.
   - Ej. – odezwała się Ginny. – Jak myślisz? Co może oznaczać to, że wisiorek zmienił kolor na różowy?
Szatynka spojrzała na zawieszkę w kształcie serca. Rzeczywiście była różowa, ale nie wiedziała co to oznacza.
   - Nie wiem. – powiedziała zgodnie z prawdą.
   - Może zauroczenie. – zaczęła ekscytować się Ginny. – Albo… - jej oczy zrobiły się większe. - …miłość!
    - Jestem przekonana, że to tylko zdenerwowanie na przyjaciółkę. – powiedziała i uderzyła młodszą Gryfonkę poduszką.
Ta skwitowała to tylko śmiechem.
   - Dobra, dobra. Ja wiem swoje. Teraz opowiadaj co się stało wczoraj, gdy Smok cię odprowadził z imprezy.
Na twarzy szatynki pojawiły się delikatne rumieńce, a myślami od razu wróciła do chwili, kiedy Draco pocałował ją w policzek. Wstała pospiesznie z łóżka i zaczęła zbierać kolorowe papiery, zakrywając przy tym twarz włosami.
   - Nic się nie stało. A co się miało stać? – wymamrotała. 
   - Nie wiem… Tobie oczy się jakoś dziwnie lśnią, a Malfoy też wrócił wczoraj do nas taki zmieszany i uśmiechnięty.
   - Nic się nie stało. – powiedziała Hermiona z naciskiem.
   - Dobrze, dobrze… Nie denerwuj się. – zaśmiała się Ginny. – Tylko jakby naprawdę się nic nie stało to byś tak na to nie naciskała. Ale ok. Nie wnikam. I tak niedługo się dowiem.
Hermiona posłała jej zdenerwowane spojrzenie, a ruda szybko zeskoczyła z łóżka, pochwyciła ręcznik i ubrania i uciekła do łazienki, krzycząc „Nie zabijaj mnie!”. Starsza Gryfonka wywróciła tylko oczami. Nie zamierzała powiedzieć Ginny o tym, że Malfoy pocałował ją w policzek. Żeby jeszcze pomyślała, że jej plan się udaje? O nie. Niedoczekanie. A poza tym to nawet nie oznacza, że tak jest. To był tylko przyjacielski całus. Nic więcej. Chyba…
***
   - Co tak chodzisz Smoku? – zdziwił się Blaise.
Draco nie mógł znaleźć sobie miejsca. Co chwilę je zmieniał. Blaise siedział w fotelu w ich dormitorium i obserwował swojego przyjaciela.
   - Tak sobie myślę tylko.
   - A co jest powodem tego, że zmieniłeś cały swój plan dnia?
   - Co? O czym ty gadasz Diable? – zapytał zdezorientowany.
   - No wiesz… Zazwyczaj nie wysilasz się na taką czynność jaką jest myślenie. – odpowiedział Blaise.
Malfoy tylko prychnął.
   - Dobra mów co wczoraj między wami zaszło. – powiedział nagle Blaise.
   - Między jakimi nami? – zapytał Smok, ale był prawie pewien o co chodzi.
   - Między tobą i Snapem oczywiście. – odpowiedział sarkastycznie Zabini.
Draco posłał mu zdziwione spojrzenie.
   - No przecież o tobie i Mionce mówię.
   - To się w końcu zdecyduj, bo się pogubiłem. – odpowiedział z ironią.
   - A co? Ze Snapem też kręcisz?? – Blaise wytrzeszczył oczy.
Draco tylko pacnął się ręką w czoło.
   - Czasami zastanawiam się dlaczego się z tobą przyjaźnię.
Diabeł wypiął dumnie pierś.
   - Bo jestem wspaniały, pomagam ci z dziewczynami, no teraz to z jedną dziewczyną, ale mniejsza z tym. – ostatnie słowa wymruczał sam do siebie. – A poza tym, takiego jak ja nigdzie nie znajdziesz.
   - Co ty? W Świętym Mungu, na oddziale gdzie leczą tych co mają coś nie tak z głową, jest takich pełno. – zaśmiał się.
Blaise posłał mu oburzone spojrzenie.
   - Dobra. Nie zmieniaj tematu. O moich żółtych papierach możemy pogadać później. A teraz powiedz w końcu co się stało wczoraj.
   - Ze Snapem? – drażnił się z nim dalej Draco.
Kolejne poirytowane spojrzenie w stronę Smoka. Diabeł nie wytrzymał i rzucił jedną poduszkę w nic nie spodziewającego się przyjaciela.
   - Ałaa. To bolało. – narzekał Malfoy ciągle się śmiejąc.
   - Może jak cię trochę potorturuję, to wyduszę z ciebie wszystko. – powiedział Blaise, atakując Draco kolejnymi poduszkami. Ten nie był mu dłużny. Wróćmy do tej pary później i pozwólmy w spokoju powrócić do dzieciństwa…
***
   - Co ty na to, żeby urządzić sobie dzisiaj babski wieczór? – podekscytowana Ginny prawie podskakiwała obok Hermiony, kiedy razem szły do Wielkiej Sali na obiad. – Zaprosimy Lunę, i Parvati, i Lavender…
   - Ginny… jest niedziela, a ty wymyślasz jakieś imprezy. Może za tydzień.
Ginny spochmurniała. Ale po chwili na jej twarzy znowu pojawił się uśmiech, ponieważ usłyszała jak ktoś z tyłu woła jej i Hermiony imię. Znała ten głos i naprawdę musiała przyznać, że, gdy go słyszy, robi jej się wesoło. Blaise… Po chwili poczuła jak Zabini obejmuje ją w pasie.
   - No heeeeej. – uściskał ją i puścił.
   - Cześć, cześć Zabini. – rudowłosa uśmiechnęła się do niego. – Co ty masz we włosach? Pióro? – zapytała i zdjęła ów obiekt z głowy Ślizgona.
   - No wiesz… Smoczuś znowu chciał się pobawić, a ja nie miałam serca mu odmówić. – zaśmiał się.
   - Czy mi się wydaje Diable, czy mnie obgadujesz? – obok nich nagle pojawił się Draco.
   - Nie wydaje ci się. Opowiadam Ginny o twoim romansie ze Snapem.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Wszyscy oprócz blondyna.
Kiedy wszyscy się uspokoili, a Blaise i  rudowłosa Gryfonka zaczęli rozmawiać, Draco posłał Hermionie nieśmiały uśmiech, a ta zarumieniła się lekko, odwzajemniła ten gest i opuściła delikatnie głowę, żeby ukryć rumieńce. Reakcja szatynki przyniosła Ślizgonowi niemałą satysfakcję. Był w pewnym sensie dumny, że tak na nią działa. Nie wiedział dlaczego, ale był. Kiedy ona zaczęła rozmawiać z pozostałą dwójką, na jej szyi zauważył naszyjnik z serduszkiem. Wczoraj go nie miała. Może dostała go na urodziny? Ale od kogo… To pewnie od tego Joe!!! On może być zaczarowany. Czy ten wisiorek właśnie zmienił kolor?? Czy tylko on to widział?
   - Smoku? Dlaczego patrzysz na piersi Miony, a twój wzrok wygląda jakbyś właśnie zobaczył Filcha po prysznicem? – zapytała ruda.
Starsza Gryfonka szybko zakryła biust rozpinanym sweterkiem, który miała na sobie.
   - Wdajesz się we mnie Rudzielcze. – zaśmiał się Zabini i przybił z dziewczyną piątkę. – Właśnie Draco. Dlaczego? Przecież nie wyglądają aż tak źle. – zaśmiał się Blaise, a Hermiona pokazała mu język.
   - Widzieliście to? Ten wisiorek zmienił kolor. On jest przeklęty Granger. Musisz go zdjąć! – powoli panikował.
Dziewczyna wywróciła tylko oczami.
   - Naprawdę jesteś taki głupi czy tylko udajesz? – zapytała. – To serduszko zmienia kolor wraz z nastrojem.
Draco jakby minimalnie się uspokoił.
   - A od kogo to masz? – zapytał chociaż już znał odpowiedź.
   - Od… Od Luny. – skłamała szybko. Nie chciała, żeby blondyn dowiedział się, że naszyjnik jest od Joe. Już widziała tę jego troskę, gadanie, że „na pewno jest coś z nim nie tak”. Zauważyła tę iskierkę zdziwienia w jego stalowych oczach, którą po chwili zastąpiła ulga.
   - Od Luny… - powtórzył. – Ładny. – uśmiechnął się.
   Ginny, zdziwiona odpowiedzią swojej przyjaciółki, znowu zaczęła rozmawiać z Blaisem. Później wszystko z nią wyjaśni. Między nimi naprawdę musiało coś zajść skoro Hermiona nie chcę powiedzieć blondynowi prawdy. Trochę jakby byli w związku. Bo przecież ona tez by raczej skłamała Harry’emu, gdyby dostała coś od Blaise’a. tym bardziej, gdyby to coś było w kształcie serca. I tym bardziej, gdyby Harry był już wcześniej zazdrosny o Diabła. Ale zaraz… Dlaczego jako przykład wybrała właśnie jego? Pewnie dlatego, ze stał obok… Tak. Na pewno dlatego. Otrząsnęła się i zaczęła słuchać obiektu jej myśli.
   - Dziękuję za bransoletkę. Jest śliczna. – uśmiechnęła się Hermiona. W oczach Draco znowu na chwilę zabłysła iskierka ulgi.
   - Bałem się, że ci się nie spodoba. – odwzajemnił uśmiech.
   - Za kartkę też dziękuję, ale z tymi marzeniami to niestety nie trafiłeś.
   - Nie umiesz kłamać Granger. – posłał jej szelmowski uśmiech.
   - Co my tak w ogóle tutaj stoimy? – zapytał nagle Blaise. – Ja chcę jeść.
Pociągnął Ginny za rękę i poszli w stronę Wielkiej Sali. Za nimi ruszyli Hermiona i Draco.
***
   Szatynka wracała właśnie z biblioteki, kiedy nagle zauważyła Joe. Chłopak stał przy jednym z okien i wpatrywał się w zachód słońca. Hermiona usiadła na parapecie obok niego.
   - Cześć. – powiedziała.
Puchon nie odpowiedział. Dalej wpatrywał się w dal.
   - Halo. Joe. Jesteś tu? – zapytała, machając mu przed oczami dłonią.
Dopiero teraz się ocknął. Kiedy zauważył szatynkę, jego twarz ozdobił szeroki uśmiech.
   - Cześć Hermiono. Przepraszam zamyśliłem się.
   - A o czym to tak myślałeś?
   - O pewnej bardzo ładnej i bardzo mądrej Gryfonce. – odwrócił się w jej stronę i spojrzał jej w oczy.
Hermiona zarumieniła się delikatnie.
   - Nie znam takiej. – zaśmiała się.
On też się zaśmiał.
   - Dziękuję za naszyjnik. Jest wspaniały.
   - Cieszę się, że ci się podoba. – powiedział zadowolony.
Dyskutowali jeszcze chwilę. Lecz, gdy za oknem zrobiło się już ciemno, rozsądek Hermiony dał o sobie znać.
   - Przepraszam cię Joe, ale muszę wracać do dormitorium. Ginny już się pewnie martwi. Miłych snów. – powiedziała, zeskakując z parapetu.
   - Jak ty mi się przyśnisz to na pewno będą miłe. – puścił do niej oczko.
Ona tylko uśmiechnęła się rumieniąc i odeszła kiwając ręką na pożegnanie.
***
   Od przyjęcia urodzinowego Hermiony, minęło już kilka tygodni. Był już listopad. Prawie codziennie padał deszcz. Wszyscy uczniowie byli w kiepskich nastrojach, ponieważ pogoda dawała im się we znaki. Trawa na błoniach przybrała żółtawy kolor. Liście na drzewach również nie były już zielone. Na wietrze tańczyły teraz czerwone, żółte i pomarańczowe kolory. Jednym słowem, nadeszła jesień.
   Hermiona i Ginny siedziały w swoim dormitorium, na łóżku tej drugiej. Kotary były zasunięte, a na mebel rzuciły zaklęcie Silencio*. Starsza z nich trzymała w ręku zapisany  pergamin.
   - W końcu. Już się o nich bałam. – powiedziała Ginny.
   - Ja też. Ale teraz bądź cicho, bo czytam. – powiedziała szatynka i zaczęła śledzić linijki tekstu, czytając je na głos.

Drogie Hermiono i Ginny!
   Na początku chcielibyśmy Wam powiedzieć jak bardzo tęsknimy. Nawet nie wiecie jak Was nam brakuje.
   Nie możemy niestety przekazać wszystkiego. Chyba same wiecie dlaczego. Znaleźliśmy już jedną rzecz z tych, które szukamy. Naprawdę ciężko było nam do tego dojść. Tym bardziej, że Ty, Hermiono, nie jesteś z nami. Twoja inteligencja bardzo by się nam teraz przydała. Teraz musimy tylko znaleźć sposób jak zniszczyć to coś. Ciągle nie możemy znaleźć chociaż podpowiedzi… Nie martwcie się o nas. Wszystko na razie jest w porządku.
   Bardzo tęsknimy. Może napiszemy już wkrótce. Trzymajcie się i na wszelki wypadek nie odpisujcie. Uważajcie na siebie i nie zadawajcie się z nikim podejrzanym.
                                                                Kocham Cię Ginny.  James.
                                                                 Pozdrawiam.  Artur.
PS   Dołączony jest jeszcze jeden list. Do Hermiony.

   - I to wszystko? – zdziwiła się ruda.
   - Nie mogli napisać więcej. Musieli uważać.
   - A ten list tylko do ciebie? Jak myślisz co to jest?
   - Nie wiem. Przeczytam i ci opowiem. – powiedziała Hermiona, wstając z łóżka.
   - A nie przeczytasz przy mnie? – zapytała Ginny i zrobiła błagalne oczy.
   - Nie. Najpierw zobaczę czy takie małe dziewczynki mogą to zobaczyć. – zaśmiała się i uchyliła przed nadlatującą poduszką. Po czym szybko uciekła na swoje łóżko. Również zasunęła kotary i zaczęła czytać. List był napisany innym pismem niż poprzedni.
Droga Hermiono!
   To ja. Artur. Znaczy wiesz… Nie naprawdę. Ale przecież nie mogę napisać prawdziwego imienia.
Cały Ron… Szatynka czytała dalej.
   Ten pocałunek… Myślę, że powinniśmy zaczekać z naszym związkiem, aż wszystko się uspokoi i pokonamy go… Wiesz kogo tak? Na pewno wiesz. Przecież jesteś bardzo mądrą czarownicą.
   Tak… Wiem… Dla mnie też to jest trudne, ale damy radę. Więc… Zostańmy przyjaciółmi. Może kiedyś zostanie nam pisane bycie razem.
   Uważaj na siebie i opiekuj się Ginny.
Twój na zawsze przyjaciel. Artur.

Hermiona poczuła ulgę. On wcale nie chce z nią być. Przynajmniej na razie. Na pewno zrozumie jak ona będzie z kimś innym. Oczywiście, na chwilę teraźniejszą, nic takiego nie planuje. Ale wszystko może się stać.

   - Długo jeszcze? – usłyszała zza kotary.
   - Możesz tu do mnie wejść Wiewiórko. – zaśmiała się.
Już po sekundzie kotary rozsunęły się i na łóżko wgramoliła się najmłodsza latorośl Weasley’ów.
   - I co? Co ci napisali? – zapytała, siadając naprzeciwko szatynki.
   - Właściwie to tylko Ron. Napisał, że jemu też będzie z tym ciężko, ale powinniśmy poczekać ze związkiem i na razie zostać tylko przyjaciółmi. – powiedziała dziewczyna, a z każdym kolejnym słowem czuła większą ulgę i radość. Ciągle nie wiedziała dlaczego tak reaguje. Czuła się jakby… wolna? Może dlatego, ze miała wyrzuty sumienie względem Rona?
   - To wy byliście razem?? – zdziwiła się Ginny.
   - Nie. Ale, gdy Harry i Ron wyjeżdżali, on mnie pocałował. A wiesz jak to z nim jest… Pewnie pomyślał, że już ze sobą chodzimy. – uśmiechnęła się. Lubiła Rona, ale jak przyjaciela, jak brata…
   - Taa…
Nagle, w okno dormitorium, zastukała dziobkiem mała płomykówka. Ruda wstała z łóżka i podbiegła tam, żeby ją wpuścić. Zwierzątko wylądowało przed starszą Gryfonką i wyciągnęło nóżkę, do której przyczepiona była mała karteczka. Hermiona szybko ją odwiązała. I zaczęła czytać. Jej przyjaciółka w tym czasie, nalewała wody do miseczki, którą trzymały na wypadek „odwiedzin” sów.
   - Joe chce się jutro ze mną spotkać. – poinformowała starsza Gryfonka, wstając z łóżka. Podeszła do biurka i naskrobała na odwrocie kartki odpowiedź potwierdzającą jej przyjście. Przywiązała kartkę do nóżki sówki i wypuściła ją.
   - Słuchaj Miona… - powiedziała Ginny opierając się o biurko. – Ciebie i Joe cos łączy?
   - Tak. – powiedziała, a zaskoczona rudowłosa otworzyła buzię ze zdziwienia. – Przyjaźń.- dodała, a usta Ginny się zamknęły.
   - Bo… Wygląda na to, że Smok cię bardzo lubi…
   - Tak wiem. Też go lubię.- ruda znowu otworzyła usta. – Jako przyjaciela. – dodała Hermiona, której trzymanie przyjaciółki w niepewności, sprawiało zabawę. Młodsza Gryfonka znowu zamknęła buzię.

   Hermiona postanowiła nie dać się jej zwieść. Jeszcze nie odpuścili z tym planem? Przecież ona i Malfoy wyraźnie dawali im do zrozumienia, że im nie wyjdzie. A może nie robili tego dostatecznie skutecznie? Tak… Malfoy, który odprowadził ją do dormitorium, Malfoy, który pocałował ją w policzek, Malfoy, który pokazuje jak bardzo zazdrosny jest o Joe. Wszystko przez niego. Wchodzić z nim w jakieś układy… Przecież tylko ona się stara, żeby ICH (Dracona i Hermiony) plan się udał. A tym planem jest niedopuszczenie do tego, żeby plan ich przyjaciół zakończył się sukcesem. Tak… Skomplikowane. A on… On jeszcze ją całuje! Trzeba mu przemówić do rozumu.
   - … i w ogóle tak jakoś na ciebie patrzy. – ruda dokończyła swoją wypowiedź, której Hermiona wcale nie słuchała.
   - Tak, tak… Pozwól Ginny, że położę się już spać.
***
   Następny dzień zleciał szatynce szybko. Jej motywacją było spotkanie po lekcjach. Nigdy nie ekscytowała się AŻ tak bardzo przed spotkaniem z Puchonem. Ale czuła, że dzisiaj coś się wydarzy. A może to przez list od Rona? Może po prostu nie czuła już poczucia winy, kiedy Joe ją komplementował lub uśmiechnął się do niej? Jedno było pewne. Jeżeli za chwilę nie zacznie się szykować, to spóźni się na spotkanie.
***
   Blondyn szedł korytarzem. Wokół nie było prawie nikogo. Tylko gdzieniegdzie ktoś siedział w kącie czytając książkę. Za oknami było już szarawo. Coraz krótsze dni dawały się we znaki. Ślizgon zobaczył nagle Hermionę. Nie zauważyła go nawet, kiedy przeszła obok. Szybko ją dogonił i stanął przed nią, czym zmusił ją do zatrzymania się.
   - O Malfoy. – uśmiechnęła się specjalnie sztucznie i tylko na sekundę, ponieważ po chwili dodała – Spieszę się. – już bez uśmiechu.
   - Gdzie idziesz? Spotkać się z tym Joe tak?
   - Tak. I nic ci do tego. A teraz przepuść mnie łaskawie, bo zaraz się spóźnię. – powiedziała i wyminęła go.
Nie chciał tak tego zostawić. Odczekał chwilę i ruszył za nią. Wiedział, że nie może się ujawnić, bo jeżeli ona odkryłaby, że ją śledzi, nie byłoby dobrze. Ale… przecież on robił to dla jej dobra…
   Po kilku minutach byli już na miejscu. A mianowicie, przed Pokojem Życzeń. O nie! A jak ten Joe będzie chciał wejść z nią do środka? Jak on się tam zakradnie?
   Hermiona przeszła kilka razy wzdłuż ściany, a po chwili pojawiły się przed nią wielkie drzwi. Popchnęła je i weszła do środka. One wolno się zamykały. W głowie Draco kotłowało się od myśli. Wejść? A może jednak nie? Gdzie się ukryje? Najwyżej Hermiona go znienawidzi… Raz kozie śmierć. Wchodzi! Wyszedł zza gobelinu i prześlizgnął się między szparą od drzwi, które po mniej niż sekundzie zamknęły się . Zdążył! W ostatniej chwili. Zaraz po wejściu ukrył się za drzewem. Zaraz, zaraz… Drzewem? A co tu na Salazara robi drzewo? Rozejrzał się dookoła. Było ich więcej. Układały się w krzywy krąg. W środku była polana. Rosło na niej dużo kwiatów. Gdyby nie był to Pokój Życzeń, byłby pewien, że jest wiosna. Na polanie rosło jedno samotne drzewo. Pod nim ułożony był koc piknikowy, a na kocu różne smakołyki. Draco prychnął. Wielki romantyk się znalazł. Otumani Granger, a potem zrobi jej krzywdę. Był tego pewien. Jeszcze to jak ona na niego patrzy, jak się uśmiecha… Już ją sobie pewnie owinął wokół palca.
   Po kilku minutach blondyn usiadł za drzewem. Miał już dość stania, a wyglądało na to, że długo tu będą. Słyszał co mówią. On ciągle ją komplementował, a ona słodko się peszyła. Tak… Wyglądała słodko, kiedy się zawstydzała. Była wtedy taka naturalna. Nie to co te plastikowe lalki, które do niego lgną. Ona była inna… Dopiero po chwili uświadomił sobie, że myśli o Granger. To jest tylko jego koleżanka. Nikt więcej. Powtarzaj Smoku. Nikt więcej.
   Jego kłótnię z samym sobą, przerwał śmiech Gryfonki. Jej śmiech też był taki niewinny. Dziewczęcy… Blondyn obserwował ich dalej, a każdy komplement z ust Puchona, skierowany do Hermiony, co raz bardziej go denerwował. Nagle między tą dwójką zapadła cisza. Patrzyli sobie w oczy… Po chwili Puchon zaczął zbliżać się do szatynki. Ona powoli robiła to samo. Draco chciał wybiec zza drzewa i ich zatrzymać, ale nie chciał psuć Hermionie tego wieczoru. Na pewno znienawidziłaby go ponownie, gdyby to zrobił. O nie… Za długo naprawiał relacje z nią, żeby teraz zniszczyć to przez głupią zazdrość.
   Po chwili ich usta spotkały się. Pocałowali się… Draco poczuł jakby lekkie ukłucie w sercu. Siedział za drzewem i zaciskał ręce w pięści. Jak długo można się całować?? Jak długo już to robią? Godzinę? Dwie? Przynajmniej tak mu się wydawało… Niech on się już wreszcie od niej odessie! No nareszcie! Dzięki Salazarze, że nie musi tego już oglądać. Blondyn obserwował co stanie się teraz. Puchon złapał ręce Hermiony i spojrzał jej w oczy.
   - Nawet nie wiesz jak się cieszę, ze tu jesteś. – powiedział. – Hermiono… Długo zbierałem odwagę, żeby się ciebie o to zapytać… - wziął głęboki oddech. – Czy… Czy chciałabyś zostać moją dziewczyną?
_________________________________________________________________
  *Silencio – zaklęcie wyciszające. (jakby ktoś nie pamiętał albo nie wiedział :D)








czwartek, 14 listopada 2013

Rozdział 11 Tajemnica


Heej ;D
Rozdział miał być za około miesiąc, ale jest wcześniej, bo wena wróciła!! :D Przynajmniej tak mi się wydaje ;P
Obiecałam, że Wam to wynagrodzę i proszę! Rozdział ma 10 stron Worda ;o mój rekord ;p
Oczywiście mam nadzieję, że się spodoba ;3
Myślałam nad pierwszym pocałunkiem Draco i Hermiony w tym rozdziale. Ale ostatecznie zdecydowałam, że za wcześnie, bo przecież to jest drugi tydzień szkoły ;p
Za wszelkie błędy przepraszam ;)
Enjoy ♥
~Lumos Maxima



   Ze snu obudził ją dźwięk budzika. Z jakiego snu? Co jej się śniło? Nie pamiętała dokładnie. Wiedziała tylko, że był tam blondwłosy Ślizgon, ale za dużo o tym nie myślała. Przyzwyczaiła się już. To niesamowite. Jest w szkole dopiero dwa tygodnie, a tyle się zmieniło. Rozmawia ze Ślizgonami. No może tego z Draco nie można nazwać rozmową, bo tylko sobie dokuczają. Ale nie tak jak za dawnych czasów. Teraz dokuczają sobie jak brat z siostrą. I, oczywiście, starają się, żeby plan Diabła i Ginny się nie udał. Chyba, że rzeczywiście Hermiona uzna za słuszne zrobienie im tego samego. Wtedy postarają się, żeby ostatni, skreślony punkt się spełnił.
   Nawet nie zauważyła, że podczas tych rozmyślań zdążyła już się ubrać, uczesać i zrobić resztę rzeczy, które człowiek robi rano. Spojrzała na łóżko Ginny, żeby ją obudzić, ale jej tam nie było. Znowu. Wzniosła oczy ku górze. Wyszła z dormitorium i Pokoju Wspólnego i skierowała się do Wielkiej Sali, gdzie spodziewała się spotkać swoją przyjaciółkę. Może znowu znajdzie ją przy stole Ślizgonów i tym razem ujrzy jak Ruda zaprzyjaźnia się z Crabbem albo Goylem. Po tym jak zakumplowała się z Pansy można spodziewać się wszystkiego. Nie… Chyba jednak nie przeżyłaby, gdyby okazało się, że Ginny zaprzyjaźniła się ze Snapem albo z FILCHEM?! Idąc korytarzem zauważyła jak Ruda rozmawia z nim. I to chyba całkiem normalnie. Tak. Wyraz twarzy Filcha na to wskazywał. Jakby był obrażony na cały świat. Czyli normalny. Ginny raczej nie była w tarapatach. No to co na Merlina ona z nim robi? Ruda zdawała się nie zauważać przyjaciółki. Po chwili skończyła rozmawiać z woźnym i weszła do Wielkiej Sali. Kiedy Filch przechodził obok Hermiony, usłyszała ona jak mówi coś w stylu „Za moich czasów nauczyciele zabraniali takich rzeczy.”
O co mogło chodzić? Chyba Ginny nie wpakowała się w coś głupiego? A może Filch przesadza i nic takiego się nie stało?
   Szatynka skierowała się do Wielkiej Sali i odszukała tam przyjaciółkę.
   - O. Wstałaś już. – przywitała ją uśmiechem ruda.
Hermiona usiadła i nalała sobie mleka.
   - Taa… Co robiłaś z Filchem na korytarzu? – zapytała nie owijając w bawełnę.
   - Yyy… Musiałam mu coś przekazać od… McGonagall.
Szatynka spojrzała na nią podejrzliwie. Po czym sięgnęła po tosta i smarując go dżemem zaczęła od niechcenia mówić.
   - Wiesz, że za czasów kiedy Filch był w Hogwarcie, zabraniali przekazywania informacji prze uczniów?
Ginny spojrzała na nią zdezorientowanym wzrokiem, a Hermiona próbowała nie wybuchnąć śmiechem widząc jej minę.
   - O czym ty gadasz? Poważnie?
   - No… Kiedy skończyłaś z nim gadać, mamrotał coś do siebie o tym, że za jego czasów nauczyciele zabraniali takich rzeczy. Dziwne, nie? Chyba, że mówił o tym CO mu przekazałaś… A właśnie. Co takiego to było?
   - Yyy… No… Że ma przynieść jakąś tam rzecz na transmutację. Nawet nie pamiętam nazwy.
Widać było, że Ginny nieźle wymyśla. Aż trudno było się nie roześmiać.
   - Ooo… To musi być naprawdę coś strasznego, że za czasów Filcha tego zabraniali. Albo wtedy po porostu byli przewrażliwieni czy coś. – powiedziała szatynka po czym ugryzła kawałek tosta.
   - Yhmm.. – mruknęła jej przyjaciółka.
Już teraz Hermiona wiedziała, że musi odkryć co Ginny robiła z Filchem. Bo to całe przekazanie informacji wydawało jej się zmyślone. Może to ma coś wspólnego z tym planem, który znalazła w jej szufladzie?
***
   Hermiona szła korytarzem na lekcję Zaklęć. Gdy była już w połowie drogi, ktoś objął ją od tyłu w pasie jedną ręką, a drugą zakrył oczy.
   - Zgadnij kto. – wyszeptał jej tuż przy uchu. Znała ten głos. Szybko wyplątała się z uścisku i spojrzała w ciemne tęczówki.
   - Joe! Jak ja dawno cię nie widziałam. – powiedziała ucieszona na jego widok. Przez tą całą sprawę z porwaniem zapomniała nawet o istnieniu Puchona. Ale czy to na pewno przez porwanie? Czy może przez jakiegoś innego chłopaka? - Usłyszała w głowie, ale szybko zignorowała tę myśl.
   - Tak. Też się stęskniłem. – uśmiechnął się do niej tym powalającym uśmiechem.
Ona tylko się roześmiała.
   - To co? Idziemy na zaklęcia? – zapytał i wyciągnął w jej stronę rękę.
   - Ależ oczywiście. – odwzajemniła uśmiech i podała mu swoją dłoń.
Razem skierowali swoje kroki w stronę klasy do Zaklęć.
***
   - A dzisiaj pouczymy si o smokach. – powiedział Hagrid swoim niskim, lecz przyjaznym głosem.
Draco stał znudzony oparty o pieniek. Naprawdę nienawidził tego przedmiotu. Przecież jest strasznie zimno. I jeszcze ten Hagrid. „Si, si”. Czy on nawet nie potrafi powiedzieć „się”? Może najlepiej znowu nie słuchać i rozmyślać? Ciekawe jaką Granger ma teraz lekcję? Może też się tak nudzi? Musiał przyznać, że wolał zajęcia z Gryfonami. Mógł jej przynajmniej dokuczać i rozpraszać. Tak fajnie się denerwuje. Już nawet nie próbował odgonić myśli o niej. Wiedział, że prędzej czy później i tak znowu zacznie. Przecież musieli razem sprawić, żeby plan Wiewióry i Diabła nie wypalił. To dlatego ciągle o niej myślał. A przynajmniej tak to sobie tłumaczył. Niekoniecznie musiała to być prawda.
   - Ej Smoku. – powiedział Blaise szturchając go. – Przestań myśleć o Mionce i chodź. Lekcja si już skończyła.
   - Chyba za długo przebywałeś z tym przygłupem, bo zaczynasz gadać jak on. – zaśmiał się Smok. – A poza tym wcale o niej nie myślałem.
Blaise zrobił minę w stylu „ta jasne” i razem poszli w stronę zamku. Draco znowu się zamyślił. Czy to możliwe, żeby lekcja minęła mu tak szybko na rozmyślaniu o Granger?
   - Co mamy po przerwie? – z rozmyślań znowu wyrwał go głos Zabiniego.
   - Yyy… nie wiem.
   - Oj Smoku, Smoku… Ja chyba pójdę na skargę do Miony, bo przez nią cię tracę. – powiedział teatralnie smutnym głosem.
   - Oj zamknij się Diable.
   - O! Patrz! O wilku mowa. – Blaise wskazał na Hermionę w towarzystwie Joe. – Musisz uważać, bo ci tego wilka kradną.  – zaśmiał się.
   - Wielki kumpel się znalazł. – zadrwił Draco, co Diabeł przyjął z uśmiechem. – A jak ją porwały to pewnie nawet nie zauważył. – mówił ściskając ręce w pięści.
   Widać było, że Hermiona dobrze się bawi w towarzystwie Puchona. Draco zauważył, że go to dziwnie irytowało.
   - I co? Będziesz tak stał czy odzyskasz swoją księżniczkę? – zapytał Blaise powoli przenosząc wzrok z Hermiony i Joe na Smoka, ale jego już tam nie było. Szedł w stronę Gryfonki. – No tak. Mogłem się tego spodziewać. – mruknął Blaise już sam do siebie.
   Draco szedł szybkim krokiem w ich stronę, udając, że czyta książkę. Gdy znalazł się już blisko nich, całkowicie przypadkiem wpadł pomiędzy nich tym samym zwalając Joe z nóg.
   - Ojej. – zaczął Draco z udawanym zaskoczeniem. – Nie zauważyłem cię. – zwrócił się do Hermiony totalnie ignorując obecność Puchona.
   - Joe! Wszystko ok? – zapytała Gryfonka podbiegając do leżącego na ziemi chłopaka.
   - Tak. – odpowiedział i powoli wstał.
   - A wy nie idziecie na lekcje? – zapytał blondyn.
   - Malfoy. Jest przerwa. – odpowiedziała Hermiona patrząc na niego z politowaniem.
   - Wiem. Sprawdzałem cię. – zaśmiał się. Wiesz Granger. Mam do ciebie sprawę.
   - No słucham.
   - Wolałbym pogadać w cztery oczy. – w tym momencie spojrzał ukradkiem na Puchona.
   - Przepraszam cię Joe. Zaraz wrócę. – uśmiechnęła się do chłopaka.
   Hermiona i Draco ruszyli w stronę wyjścia zamku.
   - No to co ode mnie chciałeś? – zapytała Gryfonka, gdy znaleźli się już na zewnątrz.
   - Nic. Po prostu znowu cię ratuję.
   - O czym ty gadasz? – zdziwiła się Hermiona.
   - Noo… Mówię ci. Ten cały Joe czy jak mu tam jest jakiś podejrzany
   - A ty znowu swoje.
   - Jeszcze mi kiedyś podziękujesz.
Szli jeszcze kawałek po błoniach, gdy nagle usłyszeli bijący dzwon, który zwiastował koniec przerwy.
   - O nie. A myślałam, że wrócę jeszcze do Joe i pogadam z nim. Dzięki Malfoy. – powiedziała z ironią.
   - Widzisz jak ci szybko czas przy mnie mija? – zapytał blondyn z satysfakcją.
   - Zamknij się. Lepiej chodź na eliksiry, bo Snape da nam szlaban.
   - Idealna panna Granger znowu w akcji. – zakpił Draco, ale posłuchał Gryfonki i razem  skierowali kroki w stronę zamku.
***
   Ginny i Blaise znajdowali się w opuszczonym korytarzu. Wyglądali tak, jakby nie chcieli, żeby ktoś ich zauważył.
   - Załatwiłam zgodę. – szepnęła rudowłosa.
Diabeł wywrócił oczami.
   - Według mnie obyłoby się bez niej. A teraz co? Możemy tam być tylko do dziesiątej. Wow… Ale się wyszalejemy.
   - Przestań. Wiesz jakby Miona się zdenerwowała, gdyby się dowiedziała, robimy to wszystko bez zgody dyrektora. Na szczęście McGonagall przekonała Snape’a, żeby dał nam tą zgodę.
   - Aaa. To dzięki McGonagall ją masz. A już myślałem, że jesteś cudotwórczynią.
   - Ależ oczywiście, że jestem. Ale przekonać do czegoś Snape’a to więcej niż cud. – zaśmiała się Ginny.
 W tym momencie zabił dzwon.
   - Musimy iść. – powiedziała ze smutkiem ruda.
Razem wyszli z korytarz i ruszyli w kierunku swoich klas.
   - Plan zaczyna działać. – uśmiechnął się Blaise. – Nawet nie wiesz jak Smok się zdenerwował, gdy zobaczył Mionę z tym Puchonem.
   - Może nie wywalajmy go tak od razu z życia Miony? No wiesz… Może na służyć jako obiekt zazdrości Malfoya. – Ginny spojrzała na Diabła z chytrym uśmiechem.
   - Widzę Wiewiórko, że dobrze cię wychowuję. – zaśmiał się Blaise, a Ruda pacnęła go lekko w ramię.
   - Ale to nawet dobry pomyśl. Może zaprosimy go na imprezę?
   - Mów ciszej. Tu wszędzie może być Miona, a nie może się na razie dowiedzieć. – skarciła go Ruda. – Ok. To ja załatwię, żeby przyszedł. Powiedziałeś o wszystkim Draco?
   - Jeszcze nie. Ale powiem mu na obiedzie.
   - Ok. Ja już musze skręcać, więc do zobaczenia później. – uśmiechnęła się Ginny i skręciła w inny korytarz.
***
   Cała szkoła znajdowała się właśnie na obiedzie. W Wielkiej Sali panował gwar, więc nikt nawet nie zauważył jak do środka wleciały cztery sowy. Dwie z nich poleciały w stronę stołu Slytherinu, a pozostałe w stronę stołu Gryffindoru. Hermiona aż podskoczyła, gdy wylądował przed nią list. Identyczny wylądował przed Ginny.
   - Dyrektor mnie wzywa. – powiedziały jednocześnie po przeczytaniu listu.
Razem wstały i skierowały się w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Na korytarzu dogonili ich Draco i Blaise.
   - Wy też idziecie do Snape’a? – zapytał Diabeł.
   - Taa… - odpowiedziała Ginny.
   - Jak myślicie? O co chodzi? – odezwała się Hermiona.
   - Pewnie o sprawę z Greengrass. – odpowiedział jej Smok.
   - Mam nadzieję, że je wywalą. – powiedział Blaise z chytrym uśmiechem.
   Kiedy znaleźli się w gabinecie Snape’a, okazało się, że Draco się nie mylił. Chodziło najpewniej o sprawę porwania, ponieważ w środku zastali Daphne i Astorię. Obie miały oburzone miny.
   - Długo myślałem nad tym co zrobić z pannami Greengrass. – odezwał się Snape. – I zdecydowałem, że szlaban u pana Filcha trwający do końca roku wystarczy.
   - Ha! Dobrze wam… Co?? Szlaban?? – zdziwił się Blaise. – One powinny być wyrzucone.
   - Nie przesadzajmy panie Zabini. To był najpewniej kawał. Który.. – Snape spojrzał na Ślizgonki. - … WCALE nie był śmieszny.
   - Kawał?? Kawał?? – zaczął Blaise z niedowierzaniem. – Grożenie Hermionie, zamknięcie ją w lochach… - zaczął wyliczać na palcach. -…zabranie różdżki… Uważa pan to za kawał? A właśnie. Gdzie jej różdżka?
Snape wyjął z szuflady różdżkę i podał Hermionie.
Blaise już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale Hermiona go powstrzymała.
   - Dziękujemy panie dyrektorze.
   - Możecie już iść. – powiedział Snape. – A wy... – wskazał za Ślizgonki. – Poczekacie tu na pana Filcha.
Ginny, Hermiona, Blaise i Draco wyszli z gabinetu.
   - Co on sobie wyobraża? – Ginny wybuchła dopiero teraz.
   - Szlaban? Tylko szlaban? Niemożliwe. – kontynuował Blaise.
Draco, który do tej pory się nie odzywał, objął Hermionę jedną ręką.
   - Nie przejmuj się Granger. Szlaban u Filcha jest dla nich gorszy niż wywalenie ze szkoły.
   - Ale dla niej nie jest gorszy. – odezwał się Blaise. – A co jak zrobią to co mówiły i skontaktują się z twoimi rodzicami? Zakażą ci się kontaktować z Mioną. Wiesz co oni mają do czystości krwi.
   - Mój ojciec ma. – poprawił go blondyn. – A poza tym on siedzi w Azkabanie. Nic mi nie może zrobić. A nawet jakby tam nie siedział to nie będzie mi rozkazywał z kim mam się przyjaźnić.
Hermiona spojrzała na niego zdziwiona. Przyjaźnić? Pewnie się po prostu przejęzyczył.
Ale Blaise też zauważył to przejęzyczenie i mimo gniewu, szturchnął lekko łokciem idącą obok niego Ginny.
   - Numer jeden spełniony. – szepnął do niej. Ona przyjęła to z uśmiechem. Plan zaczyna działać.
   - Właśnie mi się przypomniało, że muszę coś z Diabłem omówić. – powiedziała Ginny. – Zostawimy was. Nie pozabijacie się? – zaśmiała się i pociągnęła Blaise’a za rękaw szaty. Razem zniknęli Hermionie i Draconowi z oczu.
   - Dziwnie się ostatnio zachowują. – odezwała się Hermiona, która przez dłuższy czas nie mogła wypowiedzieć ani jednego słowa. Była w szoku po dowiedzeniu się co wymyślił Snape. – Zauważyłeś?
   - Yyy… Nie… Może to przez ten ich cały plan?
   - Taa… Może. – powiedziała szatynka, ale nie do końca mu uwierzyła. Widać było, że chodzi o coś innego. I on wiedział o co. Szli jeszcze kawałek.
   - Yyy… Malfoy? Możesz już przestać mnie obejmować? Wiesz… ktoś może pomyśleć, że jesteśmy razem.
Draco niechętnie zrobił to o co prosiła.
   - To… gdzie idziemy? – zapytała Gryfonka.
   - Ładna dzisiaj pogoda. Chodź na błonia. – odpowiedział jej. – A tak w ogóle to jak się czujesz? No wiesz… Po wizycie u Snape’a.
   - Przyznam, że trochę mną to wstrząsnęło, ale nie zmienimy jego decyzji. Trzeba się z tym pogodzić. – powiedziała zrezygnowana.
Lecz blondyn nie chciał tak tego zostawić. Wiedział, że musi zrobić coś, żeby te dwie debilki zostały wywalone.
  
 
***
   Ani się wszyscy obejrzeli, a był już piątek. Hermiona w dobrym nastroju przetrwała wszystkie lekcje. Teraz może odpocząć. Jest przecież weekend. I nareszcie może zająć się podejrzanym zachowaniem Ginny. Albo jej się wydawało, albo Malfoy i Blaise też zachowywali się jakoś dziwnie. Raz nawet przyłapała Blaise’a i Ginny jak o czymś szeptali, ale, gdy ją zauważyli, natychmiast ucichli. Musiała przyznać, ze irytowało ją to, że tylko ona nie wie co się dzieje. Jeszcze ten Malfoy… Za każdym razem, gdy chciała pogadać z Joe, blondyn nagle się tam znajdował i zbywał Puchona. Czy on już naprawdę zwariował? Co on myśli? Że Joe to szpieg Voldemorta? Że to Śmierciożerca? Już nawet doszło do tego, ze spotykała się z Puchonem po kryjomu. Czuła się dobrze w jego towarzystwie. Tym bardziej, że Ginny przebywa więcej czasu z Diabłem niż z nią, Rona i Harry’ego w ogóle nie ma w Hogwarcie, a z Malfoyem nawet nie ma czasu pogadać, bo ciągle jej mówi, że nie ma czasu, ma coś do roboty… Tak więc został jej tylko Joe. Właśnie szła do biblioteki, żeby się z nim spotkać. Gdy już się tam znalazła, zastała go czytającego książkę.
   - Cześć. – odezwała się, a on podskoczył wystraszony. Hermiona zachichotała.
   - Śmieszy cię to? – zapytał z udawany oburzeniem. – Zaraz będziesz się jeszcze bardziej śmiać. – powiedział i pogilał ją w brzuch. – Dalej ci do śmiechu? – zapytał, gdy na chwilę przerwał.
Hermiona szybko zaprzeczyła wciąż się śmiejąc.
   - Poddaje się. – powiedziała.
   - No… To było ostrzeżenie. Jeszcze raz… A będzie gorzej. – pogroził jej palcem.
   - Ha ha. Ok.
   - To o czym chciałaś pogadać? – zapytał ją odsuwając krzesło przy jednym ze stolików i zachęcając ją gestem, żeby usiadła. On usiadł naprzeciwko.
   - O niczym. Ogólnie chciałam się spotkać. Nawet nie mam z kim gadać ostatnio. Ginny, Blaise i Malfoy zachowują się jakoś dziwnie…
   - Czyli?
   - No… Ginny i Diabeł ciągle coś szeptają w ukryciu, a Malfoy… Malfoy ciągle mnie zbywa.
   - Może przesadzasz… W każdym razie… Zawsze masz mnie. – uśmiechnął się do niej.
   - Tak. Dziękuję. – odwzajemniła uśmiech. – Przepraszam, że spotykamy się tak rzadko, ale nauka…
   - Nie musisz się tłumaczyć. Dla mnie najważniejsze jest to, że w ogóle się ze mną spotykasz.
***
   - Wszystko gotowe na jutro? – zapytała Ginny.
   - Tak. Mionka padnie z wrażenia. – odpowiedział jej Blaise.
   - A ja dalej nie rozumiem po co zaprosiliście tego całego Joe. Przecież od razu widać, ze powie jej co planujecie. – powtórzył po raz kolejny Draco.
   - A mi się Smoku wydaje, że ty po prostu jesteś zazdrosny…
   - Ja? Zazdrosny? O tego debila?
Diabeł i Ginny pokiwali głowami na potwierdzenie.
   - Was już do reszty powaliło. – powiedział z niedowierzaniem.
W głowie jednak miał tysiące myśli. Może rzeczywiście jest zazdrosny? Tylko o co dokładnie? Może o to, że, kiedy nareszcie ma z Hermioną dobry kontakt, ktoś próbuje to zniszczyć? Może o to, że szatynka spędza z Puchonem dużo czasu, który równie dobrze mogłaby spędzić z nim? Chyba tylko Merlin wie co tak naprawdę czuje ten arystokrata. Bo nawet sam właściciel tych uczuć dokładnie tego nie wie…
***
   Następnego dnia Hermiona znowu umówiła się z Joe po południu. Szybko zjadła obiad i pobiegła do dormitorium, żeby się przygotować. Zauważyła ostatnio, że przed spotkaniem z Puchonem długo się szykuje i wybiera jak najlepsze ciuchy. Ostatnio zachowywała się tak w czwartej klasie, kiedy poznała Kruma.
   Wychodząc  z dormitorium przejrzała się szybko w lustrze, poprawiła koronkową bluzkę i zabrała torebkę, w której miała różdżkę. Ostrożności nigdy za wiele. Zbiegła szybko po schodach i opuściła Pokój Wspólny Gryffindoru. Dziarskim krokiem ruszyła w stronę miejsca, w którym mieli się spotkać. Spojrzała na zegarek. 18:00. Powinien zaraz być. Poprawiła jeszcze fryzurę. Nagle usłyszała kroki. Joe! Uśmiechnęła się od ucha do ucha, ale jej uśmiech zmalał, gdy zauważyła, że to nie Puchon tylko Draco.
   - Ach… To ty. – powiedziała z rozczarowaniem.
   - A kogo ty się spodziewałaś? Księcia na białym koniu? Bo jak tak to skąd to zdziwienie? Aaa. No tak. Konia zapomniałem. – pacnął się delikatnie w czoło.
Hermiona uśmiechnęła się.
   -Czekam na Joe. A ty gdzie idziesz?
   - Tak sobie spaceruję. I co? Dalej się z nim spotykasz? Zobaczysz, ze będziesz tego żałowała. Z nim…
   - Jest coś nie tak. Wiem, już mówiłeś. – przerwała mu.
   - To… O której powinien tu być?
Szatynka spojrzała na zegarek.
   - Dziesięć minut temu. Może coś mu wypadło? – zastanawiała się.
   - Mówiłem… On jest dziwny… Ale skoro nie przyszedł to może ja ci potowarzyszę? – zapytał z nadzieją blondyn. Hermiona zachichotała.
   - Dobrze.
   - To może się przejdziemy?
Hermiona skinęła głową i razem ruszyli w tylko im znanym kierunku. Po około piętnastu minutach znaleźli się przed Pokojem Życzeń.
   - Po co tu mnie przyprowadziłeś? – zapytała z podejrzeniem.
   - Zobaczysz. – uśmiechnął się tajemniczo i zaczął chodzić wzdłuż ściany intensywnie myśląc o miejscu, w którym chce się znaleźć.
Po chwili pojawiły się przed nimi drzwi. Blondyn otworzył je i zaprosił gestem dziewczynę.
   - Ale tu jest całkowicie ciemno. – odezwała się.
Nagle w pokoju rozbłysło światło.
   - NIESPODZIANKA!!!
Hermiona rozejrzała się wokół. Wszędzie były balony, kolorowe światła i… tort? Zaraz, zaraz… Który dzisiaj? No tak! Zapomnieć o własnych urodzinach… Za bardzo wciągnęła się w wir nauki. W czasie, gdy wszyscy śpiewali ‘Sto lat’, ona rozejrzała się po zgromadzonych w pokoju.
Była Luna, Parvati, Padma, Lavender, kilku Krukonów, prawie wszyscy Gryfoni, na czele Ginny z Blaisem, Pansy i … Joe? To dlatego nie przyszedł? O wszystkim wiedział? Teraz wszystko było jasne. To dziwne zachowanie Ginny i Blaise’a, zbywanie przez Smoka… To przez to, że szykowali dla niej przyjęcie. Musiała przyznać, że bardzo się cieszy. Ona sama nie pamiętała o swoich urodzinach… A oni… oni tak się postarali.
Jednak nagle cały jej dobry humor zniknął. A co jak Filch ich znajdzie? A co jak SNAPE ich znajdzie??
W czasie jej rozmyślań wszyscy skończyli śpiewać.
   - Wszystkiego najlepszego Mionka.
Blaise i Ginny szybko znaleźli się obok niej.
   - Zaskoczona? – wyszeptał jej do ucha Draco, który ciągle stał obok niej. Jednak ona miała w głowie ważniejszą rzecz niż odpowiedź.
   - Ginny? A co jak Filch… Jak Snape…
   - Spokojnie. Dzięki McGonagall mam pozwolenie od Snape’a. Filchowi też już je pokazałam. Tylko musimy o dziesiątej stąd wyjść. I… musi być porządek… 
   - Ale potem przenosimy się do was. – uśmiechnął się Blaise.
   - Do nas??
   - Do waszego Pokoju Wspólnego.
   - Chyba sobie żartujesz. Wtedy na pewno nas złapią!
   - Oczywiście, że żartuję. W twoje urodziny zrobię wyjątek i postaram się nie załatwić ci szlabanu. Chyba, że chcesz to ci mogę załatwić. Nawet wspólny ze Smokiem. – Blaise poruszył znacząco brwiami, a Hermiona spojrzała na niego spod byka.
   - Okej ludzie! – Blaise odwrócił się do innych. – Bawcie się! Za godzinę kroimy tort! – wokół zaczęła grać muzyka, a światła przygasły. Blaise odwrócił się powrotem do Hermiony. – A tam masz prezenty.
Szatynka spojrzała w kierunku, który wskazywał Zabini. Był tam ustawiony stos kolorowych pakunków.
   - Ten największy od nas. – powiedziała z dumą Ginny.
   - A widzisz ten tam? Taki mały? To od Smoka. Widzisz? Kochamy cie bardziej. – zaśmiał się Blaise. – Nieee… Żartuję. Przecież to on cię kocha najbardziej. – nie czekając na sprzeciwy Dracona, wziął Ginny za rękę i razem popędzili na parkiet.
W tym czasie do Malfoya i Hermiony podszedł Joe.
   - Zatańczysz? – zapytał szatynki?
Smok już otwierał usta, ale Gryfonka go wyprzedziła.
   - Oczywiście. – złapała rękę Puchona i zniknęła z nim w tłumie roztańczonych uczniów.
Ślizgon zacisnął tylko ręce w pięści i odszedł w stronę niewielkiego barku i nalał sobie Ognistej Whiskey. Ciągle starał się wyłowić w tłumie burzę loków. Przecież ten Puchon może ją czasem gdzieś zaciągnąć… Na szczęście jak na razie wszystko było w porządku. Hermiona wirowała na parkiecie z Joe uśmiechając się przy tym.
   - I znowu ją zgubiłeś?
Draco szybko odwrócił się na wysokim krześle i spojrzał na stojącą za nim Pansy.
   - O kim ty mówisz?
Ślizgonka wskazała mu głową Hermionę.
   - Nawet ty? – zapytał z niedowierzaniem.
   - Co ja?
   - Nawet ty myślisz, że coś czuję do Granger? Czy wy wszyscy powariowaliście?? – Draco upił spory łyk ze szklanki z Whiskey.
   - Niee… Ależ skąd? – zaśmiała się Pansy. – Ale może ona do ciebie… - zasugerowała niby od niechcenia.
Blondyn parsknął śmiechem.
   - Nie rozśmieszaj mnie. Ona jest tylko moją koleżanką. I tak już zostanie.
   - Pogadamy później. – uśmiechnęła się Ślizgonka.
***
   - Mówiłem ci. Trzeba było to zrobić bez zgody. A teraz jest wcześnie i jeszcze posprzątać trzeba. – narzekał Blaise.
W całym Pokoju Życzeń było już pusto. Nie licząc Diabła i młodej Weasley. No i wszędzie porozrzucanych papierków, balonów, brudnych talerzy i Merlin wie czego jeszcze.
   - Oj zamknij się. Ważne, że Mionce się podobało. – odpowiedziała Ginny. – A poza tym. Jesteś czarodziejem czy nie? Mamy różdżki. Możemy posprzątać za pomocą zaklęcia. – kontynuowała chodząc dookoła i wypowiadając zaklęcia, po których śmieci znikały.
   - A właśnie. Gdzie jest nasza solenizantka?
  - Malfoy ją odprowadza. Uparła się, że chce pomóc sprzątać, ale on ją odwiódł od tego pomysłu. – zaśmiała się.
   - Myślisz, że plan działa? – zapytał Diabeł.
   - Możliwe. Przecież punkt pierwszy załatwiony. – zaśmiała się Ginny.
Blaise jej zawtórował.
***
   Draco i Hermiona szli korytarzami w stronę wieży Gryffindoru.
   - I jak? Podobało się? – zapytał blondyn.
   - Jasne, że tak. Nie spodziewałam się tego. A już w szczególności tego, ze ty też weźmiesz udział w przygotowaniach. – zaśmiała się.
   - Ja tylko pomagałem Blaise’owi. – powiedział z miną ‘ przecież to wcale nie dla ciebie’, która niezbyt mu wyszła.
Szatynka tylko się zaśmiała.
   - Otwierałaś już prezenty? – zapytał po chwili.
   - Jeszcze nie. Jutro otworzę, bo dzisiaj już zmęczona jestem. A co?
   - Nie nic. Tak się pytam. – uśmiechnął się niewinnie.
Po kilku minutach doszli do portretu Grubej Damy.
   - No to… Na razie… - powiedział blondyn niezbyt pewnie.
   - Tak cześć… - głos Hermiony też był nieco smutniejszy.
   - Śpij dobrze. – powiedział, zbliżył się do niej szybko, musnął prawie niewyczuwalnie ustami jej policzek i odszedł jak gdyby nigdy nic.
Hermiona stała chwilę zszokowana, aż do momentu, w którym Gruba Dama przypomniała jej po co tak właściwie tu przyszła. Szatynka w nastroju jak po przedawkowaniu Kremowego Piwa ruszyła do łazienki. Szybko się wykąpała i,w równie dobrym nastroju, położyła się spać. Zaczyna się robić ciekawie…