niedziela, 22 września 2013

Rozdział 9 Uwięzieni


Cześć ;)
Tak. jeszcze żyję :P
Mam nadzieję, że kto tu jeszcze zagląda ;)
Wiem, wiem... Powinien mnie ktoś normalnie Avadą trafić ;pp Przepraszam Was, że tak późno dodaję rozdział, ale szkoła naprawdę daje się we znaki ;( Jeszcze czasami wena sprawia, że kompletnie nie mam ochoty pisać ;/ 
Ale mam już rozdział 9 :D Cieszycie się? :D Mam nadzieję, że tak ;] 
Niestety nie wiem kiedy może pojawić się następny ;/ Ale jak zwykle będę się starała, żeby był jak najszybciej i jak najlepszy ;D
Tradycyjnie już przepraszam za błędy ;)
Zapraszam... ;3
... i Pozdrawiam
~Lumos Maxima 




Szli ciemnym korytarzem z wyciągniętymi przed siebie różdżkami. Było tak ciemno, że nawet po zaklęciu Lumos nie widzieli za wiele. Było jakby ciemniej niż zazwyczaj. Może działały tak jakaś magia, której nie znają? Nie była to raczej sprawka sióstr Greengrass, bo znane były z niezbyt wysokiego poziomu IQ. Szczególnie Astoria. Krzyki już ustały, ale oni wiedzieli, że muzą iść dalej. Nawet jakby to nie była Hermiona. Przecież nie zostawią tego kogoś samego w tych lochach. Prowadził Draco. Czuł jakby jakaś siła ciągnęła go w odpowiednie miejsce. Co chwilę skręcali. Coraz bardziej zagłębiali się w nieznane im okolice zamku. Diabeł próbował wyczarować strużkę światła, która oznaczałaby im drogę, ale nie udało mu się to. Tak. Najwidoczniej są w jakiejś bardzo starej części zamku i ą rzucone tu jakieś zaklęcia. Ochronne? Niekoniecznie. 
   - Czytałam o tym chyba w „Krótkiej Historii Hogwartu”. To stara część szkoły. Mało jakie zaklęcia tu działają, a jeżeli już to słabiej. To dlatego nasze różdżki nie świecą tak mocno. 
Draco i Blaise spojrzeli na nią dziwnie.
   - Myślałem, że to Granger robi u was za kujonkę. – Malfoy odwrócił się wciąż szybko idąc naprzód.
   - Kiedyś była chora i musiałam sama sobie poradzić z lekcjami. Tak jakoś mi to w pamięci utkwiło. Podobno kiedyś jakiś uczeń tu zaginął. – ostatnie zdanie powiedziała ze strachem w głosie. 
Pozostała dwójka spojrzała na nią również ze strachem wymalowanym na twarzach. Ku ich zdziwieniu rudowłosa zaczęła się śmiać. 
   - Żartowałam. Jacy wy jesteście naiwni. Wszystko da się wam wmówić. – mówiła między salwami śmiechu.  
   - Jeny Weasley… Jakie ty masz zmienne nastroje. Teraz się śmiejesz, a jeszcze niedawno oskarżałaś nas o to, że te debilki porwały Granger. Może ty jesteś w ciąży co? – zaśmiał się Malfoy.
   - Nawet mi Smoku tak nie mów. Nie chcę mieć tu grubej Wiewiórki. 
   - Oj zamknij się Diable. – Ginny lekko uderzyła go w ramię. 
   - Ałaa. To bolało. Pocałuj. – zaczął przybliżać swoje ramię do jej ust, ale ona ze śmiechem go odepchnęła. 
   - To nie jest normalne nie? Pałętam się teraz z jakimiś chłopakami, których praktycznie nie znam, po nieznanych mi lochach, szukając mojej porwanej przyjaciółki, a na dodatek się śmieję. Moje życie jest dziwne…
Szli dalej. Czuć było zapach wilgoci. Znajdowali się pewnie gdzieś głęboko. 
   - Skąd Greengrass wiedziały o tych lochach? – zapytał nagle Blaise.
   - Nie wiem. Ale pewnie długo tego miejsca szukały. – odpowiedział mu Draco.
   - O Godryku. My nigdy tam nie dojdziemy. – powiedziała po chwili Ginny. 
   -A może już minęliśmy jakieś drzwi czy coś tam? – dodał Zabini. 
   - Nie. Czuję, że powinniśmy iść dalej.
Ginny i Blaise spojrzeli na siebie zdziwieni. A po chwili wymienili znaczące spojrzenia i chytre uśmieszki.
Szli i szli, ale ciągle nie znaleźli żadnego przejścia, drzwi, czegokolwiek… Ginny i Blaise powoli tracili nadzieję, ale Draco ciągle im powtarzał, że muszą iść dalej. Trochę zdziwieni i już dosyć zmęczeni robili to co mówił. 
Po długiej wędrówce blondyn nagle krzyknął. 
   - Patrzcie! Jakieś drzwi! Mówiłem, że tu trzeba iść. 
Zaczął pukać w duże drzwi zrobione z ciemnego drewna. Pozostała dwójka podbiegła szybko i zaczęli robić to samo przy okazji krzycząc ile sił w gardle imię ich porwanej koleżanki.
***

Drzwi do lochu gwałtownie się otworzyły. Stanął w nich blondwłosy Ślizgon ze swoim szelmowskim uśmiechem na twarzy. 
   - Draco?
   - A kogo ty się Granger spodziewałaś? Wieprzleja? – zaśmiał się. – A teraz może jakieś ‘Dziękuję’ ? Chyba, że uratowanie ciebie to nic za co można podziękować? 
   - Ja… Dziękuję… - podeszła do niego. 
   - Nie o takie podziękowania mi chodziło Granger. 
Blondyn złapał ją w talii, przyciągnął do siebie i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Hermiona chciała się najpierw odsunąć, ale nie potrafiła. Odwzajemniła go wplatając ręce w jego włosy. Jego usta były zimne, a zarazem dawały jej ciepło. Nie był to taki pocałunek jak ten z Ronem. Ten był… inny. Nagle chłopak zaczął się od niej odsuwać i wychodzić z pomieszczenia.
   - Draco gdzie idziesz? 
Bez odpowiedzi.
   - Proszę zostań.
To samo.
   - Nie zostawiaj mnie Draco. Proszę!
Zniknął. Została tu. Bez niego…

Obudziła się na twardej podłodze. Nawet nie pamiętała kiedy usnęła. Pewnie była już tak tym wszystkim zmęczona, że usnęła myśląc o tej sytuacji. Pomyślała o tym co przed chwilą się stało. Poczuła dziwny smutek, że okazało się to tylko snem. Wytłumaczyła go tym, że chciałaby już stąd wyjść, a we śnie właśnie miała taką okazję… Jednak pozostawała jakaś niewyjaśniona prawa. Pocałunek. Czemu? Czemu jej się to przyśniło? Pamiętała, że czytała kiedyś o snach. Że śni nam się to co chcielibyśmy, żeby się wydarzyło albo to czego najbardziej się obawiamy. Nie wiedziała tylko, do której grupy zaliczyć swój sen. Może się tym już nie zamartwiać? Przecież to tylko sen. Po prostu o nim zapomni i będzie dobrze.
Brakowało jej śmiechu Ginny. Rozmów z nią… Siedzi tu teraz sama… No może nie całkiem sama. Obserwowała jak pająk plecie w kącie pajęczynę. Ron pewnie umarłby ze strachu, gdyby miał być na jej miejscu. Sam w zamkniętym pomieszczeniu z pająkiem. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie o swoim przyjacielu. Ciekawe czy z nim i Harrym wszystko w porządku… Tak bardzo chciałaby otrzymać od nich list. A najlepiej wyjechać z nimi. Nie byłaby przynajmniej teraz w tej okropnej sytuacji. 
Nagle pajęczyna, która była już gotowa, zatrzęsła się lekko. Hermiona szybko wstała z miejsca. Podeszła do drzwi gotowa na odparcie ataku (jeżeli będzie taka potrzeba). Zauważyła, że one też się trzęsą tylko bardziej niż ta pajęczyna. Powoli podchodziła bliżej. Czy właśnie usłyszała swoje imię? Pewnie się przesłyszała. Może ktoś puka? Jeżeli tak to albo drzwi są naprawdę grube, albo ktoś rzucił kiepskie zaklęcie wyciszające, bo jednak można cos usłyszeć. Znowu jej imię. Głos Ginny?
   - Ginny?? – krzyknęła z całych sił. 
W odpowiedzi usłyszała jakieś zadowolone okrzyki. Zaraz… okrzyki? Czyli, jeżeli rzeczywiście to nie jest znowu sen, Ginny nie jest sama?
Usłyszała jak głosy wypowiadają różne zaklęcia. Bez skutku… Usłyszała zdanie ‘Pieprzone Greengrass.’ Malfoy?? A on tu co? 
Hermiona odsunęła się na wszelki wypadek od drzwi. Przecież całkiem możliwe było, że jakieś zaklęcie zadziała, a ona tym samym wyleci w powietrze. Jak się okazało, zrobiła bardzo dobrze. Po chwili bowiem można było usłyszeć głos Ginny wołającej: ‘Reducto!’. Drzwi wyleciały z hukiem z zawiasów. Hermiona widziała jak przelatują przez całe pomieszczenie po to, żeby po chwili zamienić się w drobny pył, który unosił się teraz w lochu. Dobrze, że stanęła gdzieś z boku. Wcale się nie zdziwiła, że zaklęcie Ginny podziałało. Zawsze była w nim dobra. Na spotkaniach Gwardii Dumbledore’a, w Departamencie Tajemnic… 
Do pomieszczenia wleciała drobna, rudowłosa osóbka. Przystanęła na chwilę, rozejrzała się i napotykając wzrok przyjaciółki, szybko do niej podbiegła i rzuciła się na nią. 
   - Merlinie! Mionka wszystko w porządku? 
   - Teraz już tak. – odpowiedziała i wtuliła się w Ginny. Brakowało jej tego. Bliskości kogoś kogo kocha i komu ufa. 
Do środka weszli powoli Draco i Blaise. Zasłaniali oczy broniąc je przed mocnym światłem. Przez ostatnie kilka godzin może minut, (nawet nie wiedzieli, ale czas wlókł się bardzo długo), widzieli tylko ciemność i słabe światło swoich różdżek. W porównaniu do tego, światło w lochu było jak białe. 
Po przyzwyczajeniu się do światła, Zabini zrobił to samo co przed chwilą panna Weasley. Rozejrzał się i uściskał mocno Hermionę, upewniając się przy tym czy wszystko dobrze. 
   - Oprócz tego, że za chwilę moje żebra będą połamane to tak. – zaśmiała się. 
Draco tylko stał oparty o ścianę i patrzył na rozgrywającą się przed nim scenę. Hermionie nagle się coś przypomniało. Oderwała się szybko od Diabła i Ginny. 
   - Spotkanie prefektów. – powiedziała tylko.
Cała trójka spojrzała się na nią dziwnie. 
   - Malfoy. – podeszła do niego. – Po co było to zebranie i co omawialiście? 
   - Jakie spotkanie? Tobie chyba naprawdę zaszkodziło siedzenie tutaj Granger. 
   - No spotkanie…
   - Nie było żadnego spotkania. – popatrzył na nią zdziwiony.
   - Czyli…– zaczęła zdziwiona. – Co za małpy. 
   - Dobra Granger. Może to tylko mi wydaje się dziwne, ale dlaczego ty się przejmujesz jakimś nieistniejącym nawet spotkaniem prefektów skoro jesteś, a raczej byłaś zamknięta w jakieś norze? 
Szatynka nie odpowiedziała. Była zbyt szczęśliwa. Nie dość, że została uwolniona, to jeszcze nie było spotkania i nic ją nie ominęło. Chyba, że lekcje, ale tym będzie się martwiła później. 
   - A teraz może jakieś ‘Dziękuję’ ? Chyba, że uratowanie ciebie to nic za co można podziękować? – powiedział blondyn. No tak. Nie nazywałby się Malfoy, gdyby nie kazał sobie podziękować. 
Hermiona mimowolnie zarumieniła się. To samo powiedział jej we śnie, a dobrze wiedziała co się potem stało. 
   - Właśnie Mionka. – zaczęła Ginny. – Powinnaś mu podziękować, bo to on podsłuchał, że Greengrass cię porwały i to jego ‘ciągnęła niewidzialna siła’, – tu zrobiła palcami w powietrzu cudzysłów – w to miejsce.  
   - Taa. Dzięki Malfoy. 
   - Nie no Granger. Dzięki mnie nie siedzisz tu dłużej i może nawet dzięki mnie te dwie lale nic ci nie zrobiły, a ty rzucasz jakieś ‘Dzięki Malfoy’?
   - A czego sobie niby życzysz. 
   - Hmm… No nie wiem. Może włóż w to twoje ‘Dzięki’ więcej uczucia? A nie dziękujesz mi tak jakbym odrobił ci zadanie z transmutacji. 
   - Pewnie przyszedłeś tu tylko z poczucia winy, więc nie zasługujesz na nic więcej. 
   - Przepraszam, że wam przerywam gołąbeczki, - odezwał się Blaise. – ale może już byśmy stąd poszli, bo nie jest tu za przyjemnie. 
   - Właśnie. A swoje małżeńskie kłótnie przełóżcie na później. – dodała Ginny.
Pozostała dwójka posłała im tylko wściekłe spojrzenia. 
W końcu wszyscy wyszli z lochu wcześniej znajdując w pyle, który jeszcze niedawno był drzwiami, torebkę Hermiony.
   - Kobiety. – Draco wywrócił oczami mówiąc do Diabła.
Stanęli przed lochem, nie wiedząc, w którą stronę pójść. 
   - Nie pomyśleliście na przykład o tym, żeby wyczarować coś co mogłoby wam oznaczać drogę? - zapytała starsza Gryfonka.
   - Próbowaliśmy… Ale to są te stare lochy, o których ci kiedyś mówiłam. Pamiętasz?
Hermiona przytaknęła. 
   - No Smoczuś. Przydałoby się, gdyby teraz co cię ciągnęło do wyjścia. Chyba, że najpierw trzeba by było postawić tam Hermionę. – powiedział Blaise, a Ginny się roześmiała. 
   - Nie czas teraz na żarty. – powiedziała szatynka. – A co jeżeli się nie wydostaniemy? 
   - Nawet jeśli, to Astoria i Daphne prędzej czy później tu przyjdą, a wtedy możemy je zmusić, żeby nas stąd wyprowadziły. – powiedział Blaise. 
   - Nie mam ochoty tu na nie czekać. Ja muszę nadrobić lekcje. 
Blondyn po raz kolejny wywrócił oczami. 
   - Niedziela jest Granger. Chociaż… Może już poniedziałek? – zastanawiał się. – W każdym razie nie masz aż tyle do nadrobienia. 
   - Dobra. To co robimy ruszamy się czy czekamy na Greengrass? – zapytała Ginny. 
   - Ja jestem za wyjściem. Chce mi się jeść. – powiedział Blaise unosząc jedną rękę do góry najwyraźniej udając, że się zgłasza do odpowiedzi. 
Dopiero teraz Hermionie zaburczało w brzuchu. Wcześniej nie miała nawet siły myśleć o tym, że jest głodna, ale teraz… Tak. Ona też jest za wyjściem stąd jak najszybciej.
   - Uwierzcie mi. Lepiej, żeby Diabeł coś zjadł, bo głodny jest nie do wytrzymania. – zaśmiał się blondyn. 
   - Za to ty Smoku zawsze jesteś nie do wytrzymania. 
   - Czyli ustalone. Wychodzimy. – powiedziała Ginny i ruszyła w prawo nie czekając na resztę. 
Pozostali szybko ją dogonili. 
Szli do przodu z coraz to mniejszą nadzieją, że znajdą wyjście. Ich różdżki rzucały słabe światło. Czasami przystawali, żeby zastanowić się, w którą stronę skręcić, co zazwyczaj kończyło się kłótniami, bo każdy miał inne zdanie na ten temat. Po długiej i wyczerpującej wędrówce odezwała się Ginny.
   - Spać mi się chcę. – powiedziała zmęczonym głosem. 
   - No mi trochę też. – powiedział Zabini ziewając. 
   - To spać czy jeść, bo już się pogubiłem. – zaśmiał się Draco.
   - Mam pomysł! – powiedział Blaise. 
Pstryknął palcami, a przed nim zmaterializował się skrzat domowy. Jeden z tych, które pracowały w Hogwarcie. Miał na sobie stare brudne coś podobne do prześcieradła do łóżka dla większych lalek. Ukłonił się nisko.
   - Przynieś nam coś do jedzenia. – powiedział Zabini. 
   - Diable! – oburzyła się Hermiona. – Nie możesz mu tak po prostu rozkazywać.
   - Dobra przepraszam. – powiedział do niej po czym znowu zwrócił się do skrzata. – Czy byłbyś tak uprzejmy i przyniósł nam coś co moglibyśmy spożyć? – powiedział, a Malfoy roześmiał się. 
   - Oczywiście sir. –skrzat znowu się ukłonił. – Życzy sobie pan coś specjalnego?
   - Co zamawiacie? – zaśmiał się Diabeł, a Hermiona posłała mu spojrzenie, które mogłoby zabić.
   - Dobra. To niech będą jakieś kanapki i cztery szklanki soku dyniowego. – powiedział, a skrzat szybko zniknął. 
Hermiona uderzyła się ręką w głowę.
   - Mogliśmy go poprosić o to, żeby wezwał dyrektora albo jakąś inną pomoc, a poprosiliśmy o jedzenie. 
   - Spokojnie Miona. On jeszcze wróci. A jak nie to możemy go przecież znowu wezwać. – uspokoiła ją Ginny. 
   - Dobrze wiesz, że nie lubię wykorzystywać skrzatów. 
   - Tak wiem, ale tu może chodzić o nasze życie. 
Hermiona tylko kiwnęła głową. Po kilku minutach ciszy, skrzat znowu się zmaterializował. Trzymał w rękach dużą, srebrną tacę, na której znajdował się talerz pełen kanapek i cztery szklanki z sokiem dyniowym. 
   - Dziękujemy. – powiedziała Hermiona szybko odbierając od niego tacę i uśmiechając się przyjaźnie. Ale mielibyśmy jeszcze jedną prośbę. Mógłbyś zawiadomić kogoś, że tu jesteśmy i nie wiemy jak wyjść? 
   - Oczywiście. – ukłonił się i zniknął z cichym pyknięciem. 
   - Gdzie my teraz usiądziemy? – spytała Ginny patrząc na kamienną podłogę, która nie wyglądała na wygodną. 
   - Możemy wam użyczyć naszych kolan. – Blaise poruszył brwiami. 
   - To ja już wolę na stojąco. 
Hermiona spojrzała na bluzę Malfoya. 
   - Masz coś pod spodem? – zapytała ciągle na nią patrząc.
   - Granger! Ja cię prawie nie znam. Co ty mi proponujesz?? - zapytał sztucznie zdziwiony i rozbawiony.
   - Pomarzyć sobie możesz Malfoy. To masz czy nie? 
   - No mam… - powiedział powoli. 
   - To zdejmuj ją. 
   - Nie dam ci na niej siedzieć Granger. – powiedział domyślając się o co może chodzić dziewczynie. 
   - Czyli chcesz usiąść na tej zimnej podłodze? 
Blondyn niechętnie zdjął bluzę i podał ją Hermionie. 
   - Ginny różdżka. – powiedziała wyciągając rękę do przyjaciółki, która podała jej żądany przedmiot. 
   - Co ty chcesz z nią zrobić?? – oburzył się Malfoy. – To moja najlepsza bluza. 
   - To przynajmniej będzie ci pasować nawet jak dorośniesz. – zaśmiała się i wypowiedziała zaklęcie.
Bluza powiększyła się do rozmiarów większych od normalnej, dwuosobowej kołdry. Hermiona położyła ją na podłodze i usiadła przy okazji stawiając na niej tacę z kanapkami i sokiem. Draco patrzył na to wszystko z oburzeniem, ale po chwili również usiadł i zaczął jeść. 
Siedzieli w milczeniu pochłaniając przygotowane przez skrzaty jedzenie. 
   - Myślicie, że szybko nas znajdą? – zapytała najedzona już szatynka. 
   - Nie wiem, ale możliwe, że będziemy musieli się tu przespać. Zawsze po jedzeniu chce mi się spać. – powiedział Blaise przeciągając się i próbując położyć głowę na kolanach Ginny.
   - Oj przestań Diable. – powiedziała rozbawiona widząc leżącą na jej kolanach głowę Blaise’a, który włożył sobie kciuk do ust i zaczął go ssać.
   - Przydałaby się druga bluza, żeby się przykryć. – powiedziała Hermiona. 
   - Na mnie już nie licz. – powiedział Draco. – Może teraz ty się rozbierzesz? – spojrzał na jej zieloną sukienkę, którą miała już na obie od czasu imprezy. 
Gryfonka szybko próbowała zakryć rękoma każdy skrawek swojego ciała przy okazji rumieniąc się delikatnie. 
   - Nawet o tym nie myśl Malfoy. 
Ginny zaczęła sprawdzać kieszenie swojej bluzki. Po chwili wyjęła szalik w barwach Gryffindoru. Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni.
   - No co? Nigdy nie wiadomo kiedy się przyda.
   - Dobra dawaj go. – powiedziała szatynka i używając po raz kolejny różdżki przyjaciółki, powiększyła go. 
   - Ale… Da się go potem przywrócić do normalnych rozmiarów? 
   - Da się, da. Widzisz Malfoy? Nie musisz się już bać. Chyba, że będziesz wredny to zostawię tą bluzę w takim stanie. 
   - Zamawiam miejsce obok Ginny. – zawołał Diabeł.
Ruda najpierw spojrzała na niego zdenerwowana, ale po zrozumieniu o co Zabiniemu może chodzić, powiedziała:
   - Dobra. To ja śpię obok Diabła, a wy obok siebie. – wskazała na Draco i Hermionę, którzy nie wyglądali jakby byli zadowoleni z tego pomysłu. 
   - Nie! Ja nie będę spała obok tego palanta. Jeszcze coś mi zrobi. 
   - Nie możemy spać według kolejności: Ja, Diabeł, Weasley, Granger?? – zapytał blondyn pokazując miejsca na bluzie.
   - Jakbyś nie zauważył Malfoy, to bluza jest o wiele dłuższa niż szersza. Więc nie zmieścimy się tak. Czyli my śpimy na „górze”, wy na „dole” i będzie ok. – powiedziała ruda. 
   - Ale Ginny… Co cię nagle naszło, żeby spać obok Diabła?
   - Nie wiem. Tak po prostu… - nie wiedziała co wymyślić. 
   - A co nie może? Dla mnie to lepiej. Proszę Mionka zrób to dla mnie. – Blaise zrobił oczy niczym kot ze Shreka. 
   - A co niby będziemy z tego mieć? – zapytał swoim zwyczajem Draco. 
   - My już dobrze wiemy co. – Zabini uśmiechnął się do Ginny.
Pozostali spojrzeli na nich zdziwieni.
   - Co wy kombinujecie? – zapytała zdenerwowana Granger. 
   - My? – zapytała zdziwiona ruda. – Nic. – uśmiechnęła się niewinnie.
   - To co Mioneczku? Zgadzasz się? – zapytał znowu Zabini. 
   - Dobra, ale tobie Ginny nie odrabiam już zadań domowych, a tobie Diable… Jeszcze nie wiem, ale cos wymyślę. – powiedziała zrezygnowana szatynka. 
   - Jak ona się zgadza to ja też mogę. Ale jesteś mi coś winny Zabini. 
Wszyscy ułożyli się do snu, przykrywając się powiększonym szalikiem. Nie był on za duży, bo jak już ustalili, zaklęcia nie działają tu tak jak powinny. 
Hermiona długo nie mogła usnąć. Jednym powodem był oddech blondyna, który czuła na swoich plecach, a drugim jego perfumy, którymi najwidoczniej spryskał bluzę, na której leżeli. 
Dosyć długo leżała na jednym boku i zrobiło jej się niewygodnie. Chcąc nie chcąc, musiała się obrócić. Gdy to zrobiła, prawie uderzyła głową o głowę blondyna. Nie miała pojęcia, że leży tak blisko niej. Na szczęście on już spał. Ułożyła głowę na dłoniach. Spojrzała na jego pogrążoną we śnie twarz. Niesforne blond kosmyki opadały na nią tworząc uroczy widok. Szatynka pomyślała, że we śnie nie wygląda na tego egoistycznego arystokratę. Chyba była już zbyt śpiąca, bo wpatrywała się w ten widok jak w obrazek. Pomyślała, że, gdyby nie był to Malfoy to chyba mogłaby patrzeć na niego godzinami. Jednak szybko wyrzuciła te myśli z głowy. Po długiej walce z nimi, usnęła.
***

Była właśnie w trakcie snu, w którym rozmawiała z Harrym o tym gdzie mogą znaleźć kolejnego horkruksa, gdy nagle obudziły ją jęki…

niedziela, 8 września 2013

Rozdział 8 Porwanie


Witam ;3

Przepraszam, przepraszam, przepraszam za to, że rozdział dopiero teraz. Ale chyba mnie rozumiecie? :) Codziennie lekcje do 15:10, a po szkole muszę jeszcze dzielić komputer z bratem :/ Ale wynagradzam to wam :D Rozdział jest dłuższy od wszystkich poprzednich :3 
Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu ;]
Postaram się następny rozdział dodać jak najszybciej ; >
Za wszelkie błędy przepraszam, ale czytałam tylko raz po napisaniu, bo chciałam już go dodać ;p
Pozdrawiam 

~Lumos Maxima




Ginny wracała właśnie do miejsca gdzie miała na nią czekać Hermiona. Szła chwiejnym krokiem. Co jak co, ale trzy butelki Ognistej Whisky robią swoje. Jednak, gdy doszła do owego miejsca, nie było tam nikogo żywego. Był tylko Prawie Bezgłowy Nick przechadzający się z Szarą Damą po korytarzu. Na widok rudej tylko się uśmiechnęli. Ginny zdenerwowała się trochę. Wygląda na to, że Hermiona sama poszła do dormitorium. Nieco zawiedziona tym, że przyjaciółka ją zostawiła, ruszyła w stronę portretu Grubej Damy. Modliła się w duchu, żeby po drodze nie spotkać Irytka. Po długim (jak na jej stan) dystansie, doszła do portretu. Kobieta znajdująca się na nim spała na swoim dużym fotelu. 
   - Ekhem. – Ginny próbowała ją obudzić. – Przepraszam. – powiedziała już troszkę głośniej.
Gruba Dama podskoczyła jak oparzona. 
   - Na brodę Merlina! Dziecko, co ty tu robisz o tej porze? 
   - Wracam z imprezy, ale ciii. – przytknęła sobie palec do ust śmiejąc się.
   - Hasło? – zapytała Dama patrząc z politowaniem na pijaną pannę Weasley.
   - Mandragora.
Portret otworzył się jak drzwi, a młoda Gryfonka weszła do środka. Próbując być jak najciszej, wspięła się po schodach prowadzących do dormitoriów dziewczyn. Weszła po cichu do środka, żeby nie obudzić współlokatorek. Pozostaje pytanie co zrobić z Hermioną? Może już śpi? Może zrobić jej awanturę rano, bo teraz wszystko o czym marzy to pójście spać. Tak. Rano się tym zajmie. Poszła do łazienki, nałożyła piżamę, po czym położyła się w swoim łóżku i oddała się w objęcia Morfeusza.

***

Hermionę obudził błysk światła. Z trudnością zaczęła otwierać oczy, próbując przyzwyczaić się do jasności. Zakręciło jej się w głowie. No tak. Wypiła wczoraj dużo. Ale co się dokładnie stało? Teraz sobie wszystko przypomniała. Czekanie na Ginny, zapach eliksiru i słowa ‘Witaj Szlamo’
Siedziała na krześle na środku pomieszczenia. Rozejrzała się dookoła. Ściany były z szarych cegieł. Musiała być gdzieś w lochach, ale gdzie dokładnie? Tego nie wiedziała. Nigdy tu nie była. A zwiedziła przecież prawie cały zamek. Będąc przyjaciółką Harry’ego nie było to trudne. W całym pomieszczeniu znajdowało się tylko to krzesło. Na ścianach było dużo kinkietów, które dawały mocne światło. Drzwi tego lochu były duże, z ciemnego drewna i wyglądały na ciężkie. Hermiona spróbowała wstać z krzesła, chociaż wiedziała, że się jej to pewnie nie uda. Jednak, podnosząc się, nie napotkała żadnej przeszkody. Kiedy była już na nogach, przeciągnęła się. Nadal była śpiąca. Ciągle była w tym samym stroju co wczoraj. Pod krzesłem ujrzała swoją torebkę. Czy to możliwe, że mogła tam być różdżka? Raczej nie. Skoro ten ktoś, kto ją tu zaciągnął, nie przywiązał jej do krzesła, to raczej nie zostawił jej różdżki. Chyba, że naprawdę był kimś o niskim poziomie inteligencji. Jednak ciągle miała cichą nadzieję, że tak właśnie jest, a różdżka ciągle znajduje się tam gdzie wczoraj. Niestety rozczarowała się. Różdżki tam nie było. W przypływie paniki sprawdziła nawet czy drzwi są może otwarte. Przecież trzeba próbować wszystkiego. Szarpnęła za złotą, zdobioną klamkę, lecz drzwi ani drgnęły. Nie wiedziała nawet która jest godzina, czy warto krzyczeć? Przecież znajduje się teraz w lochach, a tutaj mało kto chodzi. Tym bardziej w niedzielę. Chociaż całkiem możliwe, że jest już nawet poniedziałek. Czytała kiedyś o przypadkach czarodziei, którzy po wypiciu dużej dawki eliksiru przesypiali tydzień, dwa… Jednak spróbowała.
   -RATUNKU !!!
Jej głos odbił się echem od zimnych ścian. Ponownie krzyknęła. Zero odpowiedzi. Oparła się o jedną ze ścian i osunęła się na podłogę. A co jeżeli nikt jej już nie znajdzie? Co jeżeli to Śmierciożercy znowu pojawili się w Hogwarcie i to oni stoją za jej porwaniem, żeby zwabić Harry’ego? Nie zauważyła nawet kiedy po jej policzku spłynęła łza. Otarła ją jednak szybko. Nie. Ona się nie podda. Przeszła już dużo to wytrzyma i to. Zaczęła krążyć po pomieszczeniu próbując coś wymyślić. Jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Na pewno Ginny zauważy, że jej nie ma i coś zrobi. Próbowała sobie przypomnieć głos, który wczoraj usłyszała. Był chyba damski, ale nie przypominała sobie, żeby ktoś z jej ‘znajomych’, taki miał. 
Straciła orientację w czasie, więc nie wiedziała jak długo już próbuje coś wykombinować. Nic. Ciągle nic. Nagle usłyszała jak w drzwiach zgrzyta zamek. Po chwili otworzyły się i stanęła w nich... Astoria?? Przecież nigdy nic do siebie nie miały. Owszem, były z rywalizujących domów, ale ona wydawała się być typem dziewczyny, która nie widzi świata poza swoimi paznokciami, które cały czas pielęgnowała. No i oczywiście za Malfoy’em. Zakończyła swoje myśli, ponieważ za Ślizgonką wszedł ktoś jeszcze. Była to wyższa od Astorii, nawet do niej podobna dziewczyna. Jednak podobne miały tylko twarze, ponieważ osoba za ciemnowłosą była blondynką. Hermiona wiedziała, że skądś ją zna… Zaraz. Daphne Greengrass. Daphne była byłą Ślizgonką, starszą siostrą Astorii. 
   - O co tu chodzi?? Powiecie mi w końcu??
   - Za dużo pytań zadajesz. 
Blondynka weszła do środka i zaczęła krążyć po pomieszczeniu, obracając swoją różdżkę w palcach. 
   - Zaraz ci wszystko wyjaśnimy. – mówiła powoli. 
   - Ale…
   - Cisza! – krzyknęła Daphne.
Hermiona ucichła. Nie miała przy sobie różdżki, co sprawiało, że była słabsza od blondynki. Wiedziała, że panny Greengrass nie są zbyt inteligentne, ale z różdżkami były silniejsze od niej. 
   - A więc…
   - Nie zaczyna się zdania od „A więc”. – powiedziała szatynka z uniesioną wysoko głową. Nie chciała pokazać, że się boi. 
   - Nie. Uciszaj. Mnie. – wypowiedziała Greengrass przez zęby. – Jeszcze raz a rzucę na ciebie Cruciatusa Szlamo! 
Widać było, że nie żartuje, więc Gryfonka się nie odzywała. Chociaż trudno było jej utrzymać śmiech, gdy zobaczyła, że Astoria opiera się o futrynę drzwi i… piłuje paznokcie. Jej siostra najwyraźniej chce sprawić, żeby Hermiona się bała, a ta jak gdyby nigdy nic piłuje paznokcie…
   - A WIĘC… -  blondynka specjalnie powiedziała te słowa z naciskiem. – Jesteś tu z jednego powodu. – mówiła te słowa bardzo powoli. – Otóż to chcemy, a raczej żądamy od ciebie, żebyś odwaliła się od Draco…
Hermiona prawie wybuchnęła śmiechem. Czyli o to chodzi? Cały ten cyrk, bo rzekomo podrywa Malfoya? Śmiechu warte. 
   - Może jak posiedzisz tu kilka godzin, a może nawet dni, to przemyślisz to wszystko. Tak. Wiemy, że on jest tak cudowny, że nie możesz mu się oprzeć, ale zapamiętaj on jest Astorii. To z nią się ożeni, z nią będzie miał dzieci… A nie z taką brzydką szlamą jak ty. Następnym razem jak chociaż się do niego lekko uśmiechniesz, nie będzie tak dobrze jak teraz. Pamiętaj, że mamy kontakt z jego rodziną i czasami przypadkiem możemy coś napomknąć o tym z kim zadaje się ich dziedzic. No… To by było na tyle. Teraz my sobie pójdziemy, a ty tutaj zostaniesz. A z tego co słyszałam, prefekci mają niedługo ważne spotkanie, a ty… jesteś prefektem. No cóż… mówi się trudno. – uśmiechnęła się złośliwie, odwróciła się i zaczęła wychodzić. – Chodź Astoria. – pociągnęła siostrę za rękaw, a ta oderwała się od piłowania paznokci i też uśmiechnęła się złośliwie do Gryfonki. Po chwili można było usłyszeć dźwięk zamykania zamka w drzwiach. 
Teraz szatynka mogła się zaśmiać. Co te sztuczne dziewczyny sobie wymyśliły? Ona? Z Malfoyem?? Przecież on jest tylko jej… jak to nazwać? Znajomym? Ale na Merlina! Związek z nim? Nigdy. Przecież ona jest z rodziny mugoli, a on czystej krwi. To by nie wypaliło. Jego rodzice by byli przeciwko… Zaraz? Ale dlaczego ona właśnie myśli o tym czy jego rodzice by się zgodzili na ich związek? Nie… Myśląc o pogodzeniu się ze wszystkimi na pewno nie miała na myśli aż takiego pogodzenia się… Ale jej głowę wypełniła teraz kolejna rzecz. Ważne spotkanie prefektów! Jeny… jak nie przyjdzie to pewnie Snape ją zwolni z tej funkcji. Na Merlina! Nawet nie zdążyła porządnie wykorzystać swoich przywilejów… Hermiona była dziewczyną znaną z tego, że nawet w obliczu zagrożenia życia, przejmuje się swoimi obowiązkami. Nawet w pierwszej klasie gorszą rzeczą było dla niej usunięcie ze szkoły niż śmierć. Nie bała się za bardzo o swoje życie. Przecież Greengrass powiedziała, że ją wypuszczą. Da radę. Nie będzie się spotykać z Malfoyem. Przecież przez całe swoje życie tego nie robiła to będzie łatwo. Lecz, gdy myślała o tym, zrobiło jej się trochę smutno. Wytłumaczyła to tym, że będzie też musiała urwać kontakt z Diabłem, a on był bardzo fajnym kolegą.
***

Rudowłosa wstała rano z wielki bólem głowy. Dopiero po chwili przypomniała sobie wczorajszy wieczór. Wstała szybko (co spowodowało zawrót głowy) i chciała już obudzić Hermionę z pretensjami, ale jej nie było w łóżku. ‘A to małpa. Uciekła znowu’ zaśmiała się w myślach Ginny. ‘Trudno. Złapię ją na śniadaniu’. Jak pomyślała tak zrobiła. Oczywiście najpierw musiała doprowadzić się do porządku, bo jej odbicie w lustrze przypominało trolla. Po wejściu do Wielkiej Sali, zauważyła, że jej przyjaciółki nie ma przy stole Gryfonów. Ale postanowiła, że później się tym zajmie, bo jest strasznie głodna. Ruszyła w stronę stołu swojego domu i zaczęła rozmawiać z Luną smarując tosta dżemem. 
Po obfitym śniadaniu zaczęła wreszcie szukać Hermiony. Najpierw oczywiście ruszyła w stronę  biblioteki, bo gdzie mogłaby być starsza Gryfonka jak nie tam? Po drodze, spotkała Draco i Blaise’a.
   - Gdzie pędzisz Wiewióreczko? 
   - Szukam Miony. Wczoraj miała na mnie czekać, gdy wracałam od was z torebką, ale oczywiście nie czekała. – zrobiła oburzoną minę. – A teraz się gdzieś ukrywa. – spojrzała na nich. – Pomożecie mi jej poszukać?
   - No nie wiem Ginnuś. Widać, że Mionka nie chciałaby cię teraz spotkać. 
Rzeczywiście. Ginny wyglądała tak jakby chciała rzucić na przyjaciółkę Avadę. Ale co jej się dziwić? Nie dość, że zostawiła ją wczoraj samą (a musi przyznać, że boi się ciemności, a wczoraj było nawet ciemniej niż zazwyczaj), to jeszcze teraz gdzieś jej uciekła. Ale Ginny wiedziała jak przekonać Diabła. Zrobiła słodkie oczka i zaczęła się do niego przybliżać.
   - Diabełku. – powiedziała powoli. – Proszę. A jeżeli jej się cos stało? Jak mi pomożesz to będę miała u ciebie dług. – zaczęła rysować kółka na jego koszuli. 
   - N-no dobrze. – powiedział. 
Ginny od razu się od niego odsunęła i zaczęła dalej mówić.
   - To co? Rozdzielamy się czy coś? – spytała obydwóch.
   - Na mnie nie licz Weasley. Nie będę marnował wolnego dnia na szukanie Granger, która na sto procent siedzi w bibliotece ze swoimi książkami. – powiedział blondyn.
Nagle podbiegła do nich Pansy. 
   - Cześć wam. – uśmiechnęła się. – Nie widzieliście Astorii i Daphne? Nie było ich na śniadaniu, a chcę z nimi pogadać.
   - Pewnie sobie nakładają tapetę. – zaśmiał się Blaise.
   - Albo dzwonią zamówić ciężarówki, które przywiozą im zapas pudru. – dodał Draco.
Obaj Ślizgoni się zaśmiali. 
   - Jak dzieci. – Pansy wywróciła oczami. 
   - Nie widziałam żadnej z nich. – powiedziała Ginny również patrząc z politowaniem na ciągle śmiejących się chłopaków. – A może ty widziałaś Hermionę? 
   - Nie. Też nie. Ale sprawdź w bibliotece. Dobra. To ja lecę szukać je dalej. Narazie. – powiedziała i odeszła.
   - Możecie się wreszcie uspokoić? – prawie krzyknęła ruda.
   - Jednak to prawda, że co rude to wredne. – zaśmiał się znowu Blaise. – Dobra, koniec. – powiedział uspakajając się, gdy zobaczył spojrzenie Ginny. 
   - Powtarzam wam, że ja nie zamierzam jej szukać. – znowu zaczął Draco. – Umówiłem się z taką jedną Krukonką. – powiedział dumnie chociaż tak naprawdę nie wiedział czy powinien się z tego cieszyć. 
Ginny i Blaise spojrzeli na siebie wystraszeni. Zupełnie zapomnieli, żeby pilnować przyjaciół. 
   - Wiesz co Smoku? – zaczął Blaiise z pretensją w głosie. - Nie chcesz marnować czasu na szukanie swojej księżniczki jak rycerz na białym koniu, a chcesz marnować czas siedząc w Trzech Miotłach z jakąś siostrą Kopciuszka? 
   - Co to do cholery jest Kopciuszek? – powiedzieli chórem Ginny i Draco.
   - Taka mugolska bajka. Z dwa dni temu Miona coś o tym wspomniała, a ja rządny wiedzy chciałem się dowiedzieć co to jest. Więc to taka dziewczyna, która nie mogła iść na bal do księcia z powodu swoich brzydkich przybranych sióstr i macochy…
   - Dobra Diable. Opowiesz nam kiedy indziej. – przerwała mu ruda. – Teraz po Hermionę. 
   - To cześć. Miłego szukania. – powiedział blondyn i zanim pozostała dwójka zdążyła zaprzeczyć, jego już nie było.
   - No i co teraz? – zapytał Diabeł.
   - Nie wiem, ale raczej po jednej randce nic nie będzie. A poza tym chyba znasz Malfoya. Zmienia dziewczyny jak rękawiczki. 
Blaise uśmiechnął się i oboje ruszyli w stronę biblioteki.
***

Szedł szybkim krokiem w umówione miejsce. Dziewczyny jeszcze tam nie było. Nie miał ochoty nigdzie z nią iść. Ale może wtedy się od niego odczepi? Irytowało go to, że ciągle się za nim ugania. ‘Och Draco. Jak ładnie dzisiaj wyglądasz.’ , ‘Draco podpiszesz mi się na zdjęciu?’. ‘A co ja jakiś Krum jestem, żeby się na zdjęciach podpisywać?’ pomyślał. Nie lubił Kruma. Był taki irytujący w czwartej klasie kiedy przyjechał na Turniej Trójmagiczny. I ten jego angielski. Nagle zauważył, dwie dziewczyny. Tak to Astoria i Daphne. Musi im powiedzieć, że Pansy ich szukała. Ale zaraz? Czy on właśnie usłyszał nazwisko Granger? Może lepiej jak schowa się i posłucha o czym gadają. Tak też zrobił. Schował się za pobliskim posągiem.
   - Myślisz, że to pomoże i ona odczepi się od Dracusia? – to był głos Astorii.
   - Jeżeli nie to będziemy musiały zachować się gorzej. Może kilka Cruciatusów? 
Szły wolno, ale mówiły głośno. Były pewne, że w pobliżu nikogo nie ma.
   - A nie sądzisz, że troszkę źle robimy? Wiem, że to szlama i w ogóle, ale może nie powinnyśmy jej porywać.
Draco myślał, że się przesłyszał. Porywać? To dlatego Granger gdzieś zniknęła? A może one mówią zupełnie o kimś innym? 
   - Pamiętasz jak mama mówiła nam, że zawsze mamy walczyć o to co się nam należy? Nie robimy nic złego. Po prostu zalecamy się do tego co mówiła. Draco od urodzenia był przypisany tobie i nikomu innemu. Jego i nasz ojciec zawarli umowę. Nie ma wyjścia. On będzie twoim mężem.
Że co??? On mężem tej pustej Greengrass? Nigdy!
   - Tak. Masz rację. Wiem, że niektórzy nie byli zadowoleni przez to, że rodzice wybierali im partnerów, ale ja i Dracuś trafiliśmy dobrze. Jestem pewna, że on też będzie zadowolony z tego, że zostanie moim kochanym mężulkiem. 
Miał ochotę wyjść zza tego posągu i rzucić na nią Avadę. ‘Będzie zadowolony, że zostanie moim mężulkiem’ przedrzeźniał ją w myślach. Nawet jakby była ona ostatnią kobietą na Ziemi to by się z nią nie ożenił. Pusta, plastikowa lalka. Musi pogadać z matką. Czy to możliwe, żeby mu nic nie powiedziała? Może jeżeli jego ojciec jest w Azkabanie to nie będzie musiał żenić się z Astorią? 
Nie słyszał dalszej rozmowy tych dziewczyn, ponieważ zniknęły one z pola widzenia. Co teraz? Musi iść powiedzieć o tym Weasley i Diabłu. Nie, żeby zależało mu na tym czy z Granger wszystko w porządku. Po prostu Blaisowi byłoby przykro, gdyby ruda się załamała po stracie… nie może to za duże słowo… po tym jakby Granger stało się coś złego. W końcu te dwie mówiły o Cruciatusie. Ale przecież umówił się z tą Padną Pratil… Dobra coś się potem wymyśli. Powinna się cieszyć, że w ogóle się zgodził. Bez chwili wahania ruszył w stronę biblioteki, gdzie powinni się znajdować Diabeł i Ginny.
***

- I jak tam z twojej strony Wiewiórko? 
   - Nie. Tu też jej nie ma. – Ginny krążyła między regałami.
   - Cisza. Jesteście w bibliotece. - powiedziała pani Pince (której nawet nie zauważyli). Powiedziała to szeptem, ale stanowczo. 
   - Przepraszam panią.- Ginny zatrzymała ją kiedy ta miała już odchodzić. – Nie widziała pani Hermiony?
   - Hermiony? Ach… tej dziewczyny, która tu często przychodzi?
Ginny kiwnęła potwierdzająco głową.
   - Nie. Dzisiaj jej tu nie było.
   - Dziękuję.
Pani Pince odeszła.
   - To gdzie teraz idziemy?
   - Nie mam pojęcia. Znam ją dobrze i wiem, że powinna być tutaj. Możemy jeszcze sprawdzić na błoniach, ale wątpię, żeby tam była. Spójrz jaka jest pogoda – wskazała na okno, za którym widać było pochmurne niebo. - Ja naprawdę zaczynam się o nią bać.
Ginny nie była już zła na swoją przyjaciółkę za to, że zostawiła ją wczoraj samą. Jeżeli Hermiony nie było w bibliotece to gdzie mogła wyjść? Zawsze mówiła jej, gdy gdzieś szła. Razem z Blaisem wyszli z biblioteki. Zaraz, po wyjściu wpadł na nich Draco, który wyglądał jak po biegu w maratonie. 
   - Co Smoku? Tak się wystraszyłeś twojej Krukoneczki? A może jednak chcesz szukać z nami Mionki?
Blondyn próbował złapać oddech. 
   - Granger… - wydyszał.
   - Merlinie co z nią?? – Ginny zakryła usta dłonią. Spodziewała się, że Ślizgon powie zaraz, że znalazł ją martwą w schowku na miotły. 
Draco opowiedział im o tym co słyszał. 
   - A to wredne, ślizgońskie gady. Nienawidzę Ślizgonów. Są… 
   - Stop Wiewiórko. MY jesteśmy Ślizgonami. – Zabini pokazał na siebie i Malfoya.
   - Oj dobra przepraszam cię. – powiedziała. – Ale o Malfoy’u i tak wiem swoje.
   - Weasley! Gdyby nie moje dobre serce to dalej byście myśleli, że twoja Granger czyta sobie gdzieś książki. A poza tym teraz masz chyba ważniejszą sprawę niż obrażanie mnie. 
   - Dobra to gdzie ona jest? Mówiły coś na ten temat? – zapytał Diabeł.
   - Yyy… Nie. – powiedział zakłopotany blondyn. No tak nawet nie wie gdzie ona jest. 
   - To trzeba złapać dwie Greengrass. Muszą coś powiedzieć. 
Cała trójka ruszyła na kolejne poszukiwania, których celem, tym razem, było znalezienie Astorii i Daphne.
***

Po długim przeszukaniu całego zamku, nigdzie ich nie znaleźli. Było już po południu, a pogoda była coraz gorsza.
   - A jak zabrały ją do Zakazanego Lasu? – wystraszyła się Ginny. Nie wytrzymała już tego napięcia i strachu. Nawet nie poczuła spływających po jej twarzy łez. 
   - Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. – Blaise spróbował ją przytulić. Ona przez chwilę odwzajemniała uścisk, ale potem szybko odsunęła się od Diabła. 
   - Wszystko będzie dobrze?? Po co w ogóle wtrąciliście się do naszego życia? Tak to by się nic nie stało! Malfoy sam powiedział, że zastanawiały się czy Miona się odczepi od niego jak jej coś zrobią. – zaczęła krzyczeć. Była zła. Jej podświadomość kazała zrzucić na kogoś całą winę. – One są takie same jak wy. Jak w ogóle mogły pomyśleć, że Hermiona będzie chciała być z takim Ślizgonem? – spojrzała na Malfoya. – Obaj jesteście tacy sami. Gdybym nie zgodziła się na ten twój plan, nie musiałabym się teraz martwić o Mionę. – teraz zwróciła się do Blaisa. 
   - Jaki plan? – zapytała zdezorientowany Draco, ale nikt mu nie odpowiedział, bowiem Ginny zaczęła odchodzić, a Diabeł ją gonić.
   - Jesteś zła i nie wiesz co gadasz. – próbował ją uspokoić. 
   - Odwal się Zabini. Jak już znajdę Hermionę… Jeżeli w ogóle ją znajdę… To urywamy z wami kontakt. Nie chcę przechodzić tego jeszcze raz. 
   - Ginny…
Dziewczyna zatrzymała się. Pierwszy raz użył jej imienia. Zrobiło jej się dziwnie ciepło. W jego ustach brzmiało to tak słodko… Nie! Ona jest z Harrym. Nigdy nie będzie z jakimś Ślizgonem. Nawet z Zabinim. 
   - Co? – zapytała cicho.
   - Ja… Przepraszam… Za wszystko. Masz rację. Nie powinienem wtrącać się do twojego życia. – spuścił głowę i już chciał zawracać, ale ona złapał go za nadgarstek. 
   - Nie Blaise. To ja przepraszam. Poniosło mnie. – spojrzała w jego zielone oczy. 
Nagle dobiegł do nich Draco.
   - Na Salazara. Chwilę mnie nie ma, a wy już się obmacujecie. – chciał złamać napiętą atmosferę.
Ginny tylko lekko się zarumieniła i puściła szybko Ślizgona. 
   - A tak w ogóle… - zaczął znowu blondyn. – to gdzie my jesteśmy? 
Cała trójka rozejrzała się. 
   - Chyba gdzieś w lochach. – powiedział Blaise. – Ale nigdy tu nie byłem.
   - No pięknie Weasley. Nie dość, że Granger się zgubiła to teraz jeszcze my.
   - Ona się nie zgubiła. Porwały ją twoje lalki. I to z twojego powodu, więc mógłbyś nie wyrażać swoich nic niewartych opinii.
   - Cicho. – Blaise uniósł swój wskazujący palec w górę. – Słyszeliście?
   - Niby co? – zapytała Ginny.
   - Jakby wołanie… O! Znowu. 
Teraz pozostała dwójka też to usłyszała. Wołanie dobiegało z jednego z korytarzy. „Zapalili” różdżki i ruszyli w tamtą stronę.
***

Znowu krążyła po tajemniczym pomieszczeniu, w którym była przetrzymywana. Cały czas zastanawiała się nad tym dlaczego te dziewczyny pomyślały, że ją i Malfoya może coś łączyć. Czy rzeczywiście za dużo czasu spędzała z tym Ślizgonem? Jak i kiedy stało się to, że ona i Ginny zaczęły spędzać czas z Draco i Blaisem? Wszystko przez to, że ten blond arystokrata i jego przyjaciel nie mogli znaleźć miejsc w pociągu. Przez to Ginny polubiła Zabiniego i zaczęli się wszyscy spotykać. Ale czy to nie tego chciała na początku roku kiedy postanowiła pogodzić się z każdym uczniem? Właśnie. Czy nie powinna się cieszyć, że odbudowuje relacje ze Ślizgonami? Z Blaisem, którego naprawdę polubiła… Z Pansy, która mogłaby teraz zostać nawet jej przyjaciółką… I z Draco, którego zaczęła traktować jak kogoś komu może wszystko powiedzieć i porozmawiać na każdy temat, a także podenerwować jak brat z siostrą… Zaczęła się zastanawiać czy to, że Ślizgoni nie mogli znaleźć wolnego przedziału, nie zaczęło nowego rozdziału w jej życiu. Rozdziału, który może nawet zmienić jej dotychczasowo poukładane życie. Ale niestety nie będzie mogła kontynuować tych znajomości. Przez jakieś dwie głupie i zazdrosne zołzy. Niby jak one sobie to wyobrażają. Przecież jest z Malfoyem prefektem i muszą się spotykać. Nagle przypomniała sobie, że przecież pewnie już nie będzie prefektem, bo nie zjawiła się na zebraniu. Trudno… będzie musiała się z tym pogodzić. Zatrzymała się na chwilę. Może warto spróbować znowu krzyknąć? Czemu nie?
RATUNKU!!!
Zero odpowiedzi. Może jeszcze raz?
RATUNKU!!!
Też cisza. Ile będzie musiała tu jeszcze spędzić? Usiadła na podłodze i schował twarz w dłoniach. Była bliska płaczu. 


niedziela, 1 września 2013

Rozdział 7 Impreza u Ślizgonów


Cześć ;)
Wiem, że jest trochę później niż ostatnio, ale nie miałam za dużo czasu ;/ A to wyjście tu, a to wyjście tam ;p Ale robiłam co w mojej mocy, żeby jak najszybciej dodać rozdział 7 :D 
Szczerze to nie jestem z niego za bardzo zadowolona ; /
Niestety zbliża się rok szkolny, więc nie będę miała tak dużo czasu na pisanie :( Całkiem możliwe jest, że rozdziały będą się pojawiać tylko raz na tydzień. 
Za błędy przepraszam ; ) 
Dziękuję za komentarzee ;* I za miłe słowa na Ask'u <3
Zapraszam więc do czytania ;3
Pozdrawiam 

~Lumos Maxima



Obudziła się z lekkim bólem głowy. Może i nie wypiła wczoraj za dużo, ale nie była przyzwyczajona do picia alkoholu. Wiedziała po prostu jak jej organizm reaguje i nie chciała przez to przechodzić zbyt wiele razy. Jednak dzisiaj nie było aż tak źle. Lekki ból głowy to jeszcze nic złego. Wstała i spojrzała na zegar. Już jedenasta! No tak. Wczoraj z Ginny późno poszły spać. Na szczęście dzisiaj niedziela i nie ma lekcji. Spojrzała na łóżko przyjaciółki, ale jej tam nie było. Postanowiła, że pójdzie się przebrać. Może śniadanie się jeszcze nie skończyło? W weekendy zawsze były później ze względu na to, że uczniowie spali dosyć długo po całym tygodniu nauki. Hermiona nałożyła na siebie cienką, różową bluzkę i granatowe jeansy. Zrobiła sobie delikatny makijaż, a włosy związała w luźny kok. Następnie wyszła na korytarz. Nie było tam dużo osób. Jedynie gdzieniegdzie siedziały jakieś pary. To chyba jednak prawda, że, gdy nie ma się drugiej połówki, to wszędzie widzi się zakochane pary. Dziwne było to, że Hermiona nie czuła żadnych wyrzutów sumienia w związku z Ronem. Nie myślała też o nim jak o chłopaku, z którym mogłaby się związać. To, że prawie pocałowała Malfoya… Nie czuła się źle z tego powodu i nie odczuwała potrzeby, żeby powiedzieć o tym Weasley’owi. Przecież nikt nie powiedział, że są parą. To był tylko jeden pocałunek. Ale… Może dla Rona było to coś więcej? Nie. Nie może się tym zadręczać. To ostatni rok i trzeba go wykorzystać. Dotarła w końcu do Wielkiej Sali. Spojrzała na stół Gryffindoru, żeby sprawdzić gdzie siedzi Ginny. Lecz jej tam nie było. Nagle usłyszała wołanie ze strony stołu Ślizgonów. 
   - Miona! Tutaj! – spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła kiwającego do niej Blaisa. 
Niepewnie zaczęła podchodzić w tamtą stronę czując na sobie zdziwione wzroki uczniów pozostałych domów oraz wściekłe spojrzenia Ślizgonek. Gdy znalazła się przy stole. Zauważyła Ginny, która rozmawiała z… Pansy Parkinson?? I w dodatku nie kłóciły się tylko śmiały. O co tu w ogóle chodzi? 
   - O. Cześć Hermiono. – powiedziała Ginny, gdy na chwilę oderwała się od rozmowy z Pansy. – Przepraszam, że cię nie obudziłam, ale tak słodko spałaś. 
   - Może mi ktoś wytłumaczyć o co tutaj chodzi? – zapytała zdezorientowana szatynka. – Co Ginny robi przy tym stole? I dlaczego tak dobrze dogaduje się z Parkinson.
   - Oj Mionka nie przesadzaj. Sama mówiłaś, że wszyscy powinniśmy się pogodzić. – powiedział Blaise.
   - Tak, ale sądziłam, że tylko ja tak myślę. 
   - Wiesz, że wujek Pansy jest mugolem? – tym razem odezwała się ruda. – Siadaj musisz z nami pogadać. Nawet nie wiesz ile rzeczy nas łączy. 
Starsza Gryfonka usiadła między Ginny i Blaisem. Dopiero po chwili zauważyła, że obok Diabła siedzi też Malfoy. Dziwne, że go wcześniej nie zauważyła. Może dlatego, że nie był dla niej złośliwy jak zawsze? Widać było, że jest zmęczony. No tak. Pewnie wczoraj z Zabinim jeszcze nieźle balowali. Nawet już po wycieczce do Hogsmeade. Wyglądał jakby w każdej chwili miał usnąć używając swojego talerza pełnego jajecznicy jako poduszki. 
Po śniadaniu dwie Gryfonki pożegnały się ze Ślizgonami i poszły na błonia.
   - Kto by pomyślał, że Parkinson może być taka… normalna? – zaczęła ruda.
   - Rzeczywiście. Ale… dalej nie wiem jak to się stało, że zaczęłyście gadać ze sobą.
   - Nie chciałam cię rano budzić, więc od razu poszłam na śniadanie. – zaczęła opowiadać. - Po drodze spotkałam Pansy, Blaise’a i Malfoya. Pytali się o ciebie, a raczej Draco pytał, i powiedziałam im, że jeszcze śpisz. Diabeł powiedział, że skoro nie mam z kim usiąść to mogę z nimi. No i się zgodziłam. Po drodze, nie uwierzysz, ale Pansy pierwsza się do mnie odezwała. Pytała jak mi minęły wakacje i takie tam. Później powiedziała, że chciałaby mnie za wszystko przeprosić i, że się zmieniła. Wyobrażasz sobie? No, a potem okazało się, że mamy dużo wspólnych tematów. Kto by pomyślał?
Hermiona zaczęła nad tym rozmyślać. Czy to możliwe, żeby nawet tacy Ślizgoni jak Malfoy, Zabini i Parkinson mogli się aż tak zmienić? Najwyraźniej ciężkie czasy jakie teraz panują, zmieniają ludzi. 
Resztę dnia Gryfonki spędziły na błoniach wracając do zamku tylko na posiłki. Na zewnątrz było całkiem ciepło w porównaniu do ostatnich dni. Trzeba było z tego korzystać zanim na dobre będzie zimno. Wracając z kolacji wpadły na Pansy.
   - Cześć dziewczyny. – powiedziała z uśmiechem.
   - Cześć Pansy. – odpowiedziały chórem.
   - Za tydzień w sobotę mamy imprezę w Pokoju Wspólnym. Przyjdziecie? 
   - No nie wiem… Mam dużo nauki.
   - Oj Hermiona przestań. Trochę rozrywki ci się przyda. – namawiała Pansy. 
   - Właśnie. Chodź Miona. – Ginny zrobiła proszącą minę. 
   - Dobrze. Ale nie będę siedzieć za długo. 
   - Super. Będę na was czekała przed Wielką Salą w sobotę o dwudziestej i zaprowadzę was do Pokoju Wspólnego. Narazie. – skończyła i odeszła.
   - Ale fajnie co?? – zaczęła Ginny. – Zobaczysz jak cię odpicuję. Będziesz wyglądać ślicznie. – mówiła podekscytowana. 
Hermiona tylko się uśmiechnęła. Obie odeszły w stronę dormitorium.

***

   - A ja ciągle nie rozumiem dlaczego wy jesteście tacy mili dla Weasley i Granger. Przecież one są GRYFONKAMI. – Draco robił swoim przyjaciołom wykład w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Dominowały tam zielony i srebrny kolor. Nie było tu zbyt przytulnie.
   - Powinieneś brać z nas przykład. Nie zachowujmy się już jak dzieci. – zaczął Blaise.
   - Właśnie. W pierwszej, drugiej klasie może to nawet było fajne, ale Draco jesteśmy już dorośli. Nie możemy ciągle się tak zachowywać. – mówiła Pansy.
   - Jak kiedyś, gdy będziesz już dorosły i spotkasz Pottera na ulicy to co?? Zaczniesz go wyzywać albo coś? Smoku. Czas dorosnąć.
   - Może i macie rację…
   - No. – zaczęła zadowolona Pansy. – Czyli nie będziesz miał nic przeciwko temu, że zaprosiłam je na imprezę?
   - Co?? Rozumiem, że chcecie zakopać topór wojenny, ale zapraszać je? – udawał, że jest zdenerwowany z tego powodu, ale tak naprawdę cieszył się, że one przyjdą. Chociaż bardziej interesowało go przyjście jednej z nich. 
   - Kiepski byłby z ciebie aktor Draco. – zaśmiała się Parkinson. – Każdy widzi, że gapisz się cały czas na Granger. 
   - Właśnie, że nie. To ja już pójdę spać, bo zmęczony jestem trochę. – powiedział i odszedł do dormitorium.
Pozostała dwójka wymieniła znaczące spojrzenia.
   - Masz rację Pansy. Też zauważyłem, że nasz Smoczuś ogląda się za Mioną. 
   - I co zamierzasz z tym zrobić. – zapytała z ciekawością.
   - Jak to co? Zeswatać ich. – zaśmiał się.
   - Myślisz, że to się uda? 
   - Wszystko co robię się udaje. A poza tym nawet Wiewiórka mi pomaga. 
   - Ginny? Naprawdę? Jak będziecie potrzebowali pomocy do powiedzcie. Z chęcią pomogę. A teraz spadam już spać. Jutro poniedziałek. – zrobiła krzywą minę po czym znowu się uśmiechnęła i odeszła. Blaise wstał ze szmaragdowego fotela i ruszył tam gdzie jeszcze przed chwilą poszedł Draco.
***

   - Cześć Miona. 
Pierwszym co zobaczyła Hermiona po przebudzeniu była uśmiechnięta twarz Ginny.
Była sobota. Od dziwnego pojednania z Pansy minął już prawie tydzień. Tydzień taki jak każdy poprzedni. Dużo lekcji. Dużo zadań domowych. Tylko patrole były inne. Draco i Hermiona zaczęli rozmawiać. I nie tylko dokuczać sobie, ale potrafili znaleźć również normalne tematy do rozmowy.
   - Wiesz co dzisiaj za dzień? – bardziej stwierdziła niż zapytała. – Sobota. A to oznacza…
   - Tak wiem. Impreza u Ślizgonów. Ginny ja naprawdę myślę, że zostanę tutaj i poczytam.
   - Nie ma mowy. Musisz się w końcu rozerwać. 
Hermiona ze zrezygnowaną miną wstała z łóżka i udała się do łazienki. Przebrała się tam i nałożyła delikatny makijaż. Gdy wyszła, razem z Ginny udały się na śniadanie. Szły właśnie korytarzem pełnym uczniów.
   - Miona! Ginny! – usłyszały wołanie dobiegające z tyłu.
Obie Gryfonki odwróciły się i ujrzały Pansy. 
   - O cześć Pansy. – powiedziała ruda.
   - Pamiętacie o imprezie dzisiaj? Przyjdziecie tak?
   - Tak przyjdziemy. – uśmiechnęła się Hermiona.
   - To super. Pamiętacie gdzie macie czekać?
   - Tak. 
   - Ok. To narazie. – pożegnała się z nimi i odeszła.
Dwie przyjaciółki ruszyły dalej i weszły do Wielkiej Sali.
***

  - Miona wyłaź już z tej łazienki! 
Ginny stała przed drzwiami do łazienki w ich dormitorium. Była wyraźnie zdenerwowana. Drzwi nagle otworzyły się i stanęła w nich Hermiona w czerwonym, satynowym szlafroku i z mokrymi włosami. 
   - Już, już. Nie denerwuj się tak. Mamy jeszcze dwie godziny. 
   - A ja mam do ubrania i mnie i ciebie, więc przepuść mnie. 
Szatynka odsunęła się, żeby jej przyjaciółka mogła przejść do łazienki. W czasie, gdy Ginny się kąpała, Hermiona wysuszyła włosy różdżką i zaczęła mieszać w szafie, a by poszukać czegoś do ubrania. Jednak po kilku minutach poddała się i postanowiła poczekać na rudą. W końcu to ona bardziej się na tym zna. Po piętnastu minutach Ginny wyszła z łazienki.
   - A mnie pospieszałaś? – zapytała Hermiona. 
Młodsza Gryfonka nie odpowiedziała tylko zaczęła suszyć włosy tym samym sposobem co jej przyjaciółka. Gdy skończyła, odezwała się.
   - Ok. To teraz pokaż mi co masz w szafie. 
Obie dziewczyny zaczęły penetrować szafę w poszukiwaniu ubrań zarówno dla Hermiony jak i dla Ginny. Po długim przymierzaniu, transmutowaniu i kłótniach co do tego co powinny ubrać, miały przygotowane kreacje. Dla Hermiony – obcisła zielona sukienka sięgająca do połowy ud z nie za małym, ale też nie za dużym dekoltem. Dla Ginny natomiast – granatowa spódniczka sięgająca również do połowy ud i luźna koszulka w sportowym stylu, z napisem ‘58’, która odkrywała jej brzuch. 
Po założeniu swoich ubrań zaczęły się malować. A raczej Ginny zaczęła je malować. Oczy Hermiony były podkreślone czarną kredką, na rzęsach miała dużą ilość czarnego tuszu, a jej powieki były pomalowane ciemnym kolorem. Usta natomiast miała w kolorze czerwieni. Wyglądała jak główna bohaterka serialu dla mugoli ‘Zbuntowana nastolatka’. Ale nie miała się czym przejmować, ponieważ Ginny była pomalowana identycznie. Obie wyprostowały sobie włosy. Biżuterią dopełniły stroje. Hermiona ubrała srebrny naszyjnik z wisiorkiem w kształcie kwiatka i pasujące do tego kolczyki, które były w komplecie. Jej przyjaciółka ubrała długi łańcuszek z wisiorkiem nie przypominającym kształtem niczego. Wyglądał jak kilka poplątanych ze sobą węży. Przygotowane wzięły w ręce torebki, w których miały różdżki i kosmetyki, założyły czarne szpilki i wyszły z dormitorium. Od razu zwróciły na siebie spojrzenia chłopców znajdujących się w Pokoju Wspólnym. Nie zwracając na to uwagi z gracją wyszły na korytarz.
   - Ginny. Naprawdę nie uważasz, że te stroje są zbyt odważne?
   - Przestań już być tą grzeczną dziewczynką z pierwszej klasy. Masz się wyszaleć. Doszły przed Wielką Salę pięć minut przed dwudziestą. Pansy jeszcze nie było. Jednak punkt dwudziesta Ślizgonka pojawiła się i zaprowadziła je do lochów gdzie znajdował się Pokój Wspólny domu Slytherina. Gdy wreszcie się tam znalazły, weszły do środka zauważyły masę bawiących się ludzi. Wokół było słychać głośną muzykę, a w oczy błyskały kolorowe światła. Wyglądało tu jak na dyskotece. 
   - No to tak. Tam macie bar. – Pansy próbowała przekrzyczeć muzykę i wskazała na koniec pokoju. – Zamówcie sobie coś, a ja pójdę po chłopaków. – uśmiechnęła się i zniknęła. 
Dwie Gryfonki poszły w kierunku pokazywanym przez Parkinson. Gdy tam podeszły, usiadły na wysokich krzesłach.
   - Dwa razy Ognistą poproszę. – powiedziała Ginny. 
Po otrzymaniu swoich drinków nie zdążyły nawet wypić jednego łyka, ponieważ pojawili się przy nich Draco i Blaise. 
   - Cześć dziewczynki. – powiedział Zabini i przytulił każdą z nich. – Wow. Wyglądacie cudnie. 
   - Dobra, dobra, dobra Diable. Nie podlizuj się. – powiedział blondyn.
Miał na sobie fioletową koszulę rozpiętą pod szyją i ciemnogranatowe jeansy. Gdy zobaczył Hermionę, nie mógł wyjść ze zdziwienia, ale nie pokazywał tego po sobie. Kim jest ta dziewczyna i gdzie zabrała Granger?? Wyglądała zupełnie inaczej niż ta kujonka z pierwszej klasy.
   - Zatańczysz rudzielcu? – Blaise szarmancko wyciągnął rękę do Ginny.
   - Ależ oczywiście. – odpowiedziała i podała mu rękę. 
Chwilę potem oboje tańczyli w rytm muzyki na parkiecie. Draco usiadł na dawnym miejscu Ginny.
   - To… Co tam u ciebie Granger?
   - W porządku. A u ciebie?
   - Też.
Przez chwilę siedzieli w ciszy jakby onieśmieleni swoim towarzystwem.
   -Fajna impreza. Diabeł się postarał.– zagadał blondyn.
   - Tak. – odpowiedziała Hermiona.
Nagle zauważyła jak w ich stronę idzie Joe. Zaraz. Joe? Co on tu robi?
   - Cześć Hermiono. – powiedział, gdy znalazł się obok nich. Zdawał się nie zauważać siedzącego obok Draco. 
   - Witaj Joe. – uśmiechnęła się. 
   - Zatańczysz? – wyciągnął do niej rękę. 
   - Z przyjemnością. – odpowiedziała i wstała z miejsca. Uśmiechnęła się jeszcze do blondyna i odeszła z Joe na parkiet. 
Piosenka zmieniła się na wolniejszą i wokół nich wirowały przytulone do siebie pary. Puchon objął Hermionę w pasie, a ta położyła ręce na jego torsie. Oboje zaczęli kołysać się w rytm wolnej muzyki.
***

‘Czy ona musi tak ładnie wyglądać? Na co dzień jest ładna, ale teraz… O Merlinie!’  Draco męczył się ze swoimi myślami patrząc jak Gryfonka tańczy z Joe. Właśnie. ONA TAŃCZY Z TYM GŁUPIM PUCHONEM! Kto go tu w ogóle zaprosił. Już on sobie pogada z nim kiedyś na osobności. Nie, żeby był zazdrosny czy coś. Po prostu polubił nawet Granger. Tak. Polubił. Nic więcej. I nie chce, żeby jakiś niewiadomo kto z nią tańczył. A może to jest szpieg Voldemorta?? Tak. On na pewno jest jakiś dziwny. Trzeba jej otworzyć oczy zanim on coś jej zrobi. Nie zastanawiając się dłużej wstał i ruszył w ich w stronę. 
   - Odbijamy. – powiedział tuż za plecami Puchona, który zapatrzony w swoją towarzyszkę podskoczył lekko wystraszony.
   - Ale ja… My… Jeszcze.
   - Odbijamy. – powtórzył blondyn, a Joe z zawiedzioną miną odszedł. 
Teraz Draco objął Gryfonkę w pasie i zaczęli się kołysać
   - No i dlaczego to zrobiłeś? – zapytała oburzona Hermiona.
   - Nie musisz mi dziękować Granger. 
   - Dziękować?? 
   - Jeszcze nie widzisz, że ten cały koleś jest jakiś podejrzany?
   - Podejrzany?? Proszę cię nie rozśmieszaj mnie.
Muzyka właśnie ucichła, ale blondyn nie puścił Gryfonki. Chwilę patrzyli jeszcze sobie w oczy.
   - Puścisz mnie kiedyś? – oprzytomniła Hermiona.
‘Najlepiej nigdy,’ pomyślał Draco, ale puścił ją. 
   - Dzięki za taniec. – powiedziała. – A teraz, jeżeli oczywiście pozwolisz, pójdę przeprosić Joe.
   - A idź gdzie chcesz. Ja cię nie zatrzymuję. 
Szatynka odwróciła się i poszukała wzrokiem Puchona, który siedział przy barze ze smętną miną. 
Blondyn jeszcze długo czuł ciepło jej ciała i zapach jej perfum. Otrząsnął się szybko i poszedł usiąść na szmaragdowej kanapie umieszczonej pod ścianą. Wciąż obserwując Gryfonkę rozmawiającą z tym dziwnym Puchonem. Co ona w nim widzi? Przecież jest taki… nijaki.
***

Impreza rozkręciła się na dobre. Ginny tańczyła cały czas z Blaisem, a Hermiona głównie z Draco, który dziwnym trafem pojawiał się zawsze, gdy jakiś inny chłopak chciał zatańczyć z Gryfonką lub chociaż przysiadł się do niej i zaczął z nią rozmawiać. Mimo tego szatynka dobrze się bawiła. Malfoy potrafił nieźle tańczyć. Obydwoje czuli się dobrze w swoim towarzystwie. Po każdym tańcu szli odpocząć do baru gdzie rozmawiali o wszystkim i o niczym. Jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy. Była już druga w nocy, więc Gryfonki postanowiły wrócić do dormitorium. Diabeł i Smok chcieli je odprowadzić lecz one nie zgodziły się. Przecież nie są małymi dziewczynkami, które trzeba pilnować na każdym kroku. Ale są przecież dużymi i niezbyt trzeźwymi teraz dziewczynkami. Jednak one nie ustąpiły. Obie pożegnały się z dwoma Ślizgonami jak i z Pansy, podziękowały za zaproszenie i wyszły. W połowie drogi do Pokoju Wspólnego Ginny sobie o czymś przypomniała.
   - Miona. – zatrzymała się, a jej przyjaciółka zrobiła to samo. – Zapomniałam torebki. Muszę wrócić. 
   - Ok. Poczekać tu na ciebie?
   - Jak chcesz to możesz. – powiedziała i odeszła.
Hermiona stała teraz sama na środku korytarza. Po chwili wydawało jej się, że coś usłyszała, ale, gdy się odwróciła niczego ani nikogo nie zauważyła. Wzruszyła tylko ramionami. Nagle usłyszała coraz głośniejszy odgłos kroków. Pomyślała, że to pewnie Ginny. Zaraz… Czy Ginny idzie z kimś? Przecież słychać kroki kilku osób. Niestety w ciemności niczego nie widziała. Wyjmowała już różdżkę z zamiarem powiedzenia ‘Lumos’, lecz nagle ktoś przytknął do jej ust szmatkę nasączoną eliksirem Słodkiego Snu. Ostatnim co usłyszała przed zaśnięciem, było tylko zdanie. ‘Witaj Szlamo’.